
Komentarz: ,,Nie uważasz, że to wielki paradoks? Przez całe życie po trochu odkrywamy samych siebie. Ale im bardziej siebie odkrywamy, tym bardziej siebie tracimy.”
Ponownie
wspomnę o tym niesamowitym uczuciu towarzyszącym przy czytaniu książki o której
nie słyszało się, bądź nie czytało żadnej negatywnej czy pozytywnej opinii.
Takie świeże poznawanie historii do której nie ma się żadnych uprzedzeń jest
dla książkoholika wewnętrznym spełnieniem i powinno być doświadczane jak
najczęściej. No, ale jak jest się blogerem to różnie to bywa. Przykładowo
teraz, kiedy przeczytacie tę opinię to w przyszłości nie przyjmiecie w
bezinteresowny sposób powieści o Bezbarwnym
Tsukuru Tazaki… Będziecie zakażeni moim pozytywnymi odczuciami do tej
powieści.
Murakami
ma swoim koncie mnóstwo dzieł – jedne lepsze, inne zapewne gorsze, lecz ja na
razie natknęłam się na dwie dobre opowieści, które po pierwsze zmusiły mnie do
przemyśleń, a po drugie wprawiły w dziwny melancholijny nastrój. I choć Po zmierzchu dało mi po mózgu, czym
zaskarbiło sobie moją sympatię, tak Bezbarwny
Tsukuru okazał się jeszcze lepszy. Czy to ze względu na prostszą i mniej
zagmatwaną historię, czy po prostu przez przywiązanie się do jednego głównego
bohatera – książka ta, stała się dla mnie znacznie bliższa. Jak można już się było
domyślić, fabuła kręci się wokół Tsukuru Tazakiego i jego przeszłości/teraźniejszości
związanej z czwórką najbliższych przyjaciół, którzy szesnaście lat temu postanowili
bez podania przyczyny zerwać z nim jakikolwiek kontakt. Ot tak: koniec i już.
Murakami mistrzowsko przeplata zarówno przeszłość, gdzie bohater wspomina
znaczące momenty nie tylko związane z przyjaciółmi, jak i jego teraźniejsze
życie, w którym dzięki pewnemu przełomowi i mimo wciąż odczuwanego bólu po ich
stracie, postanawia w końcu dotrzeć do prawdy. Sama konstrukcja wydarzeń i to
ciągłe trzymanie czytelnika w niepewności działa jak najbardziej na korzyść. Fragmenty
sprzed szesnastu lat są równie interesujące, jak powolne odkrywanie tajemnic na
bieżąco.
Nie
powiem, ale sama do końca nie wiedziałam o co tak naprawdę chodzi z niektórymi
elementami opowieści oraz nie potrafiłam odkryć przyczyn zerwania tej
wyjątkowej przyjaźni. Dopóki autor nie zechciał podzielić się ze mną swoją
wiedzą, to ja błądziłam w ciemności. I to mi się podobało. Ponieważ jeśli pisarz
ma kontrolę nad swoją powieścią, to znaczy, że ma prawdziwy talent. Oczywiście,
jeżeli ktoś już czytał Murakamiego, to wie, że nawet odkrycie przez niego kart
i pokazanie zakończenia nie skutkuje pełnym zrozumieniem historii. Otrzymałam
odpowiedzi, jedne jasne, drugie mniej - konieczne do rozważania, a jeszcze inne
pozostawiły po sobie sekrety i mnóstwo pytań, których nigdy nie poznam.
Przykładowo co znajdowało się w woreczku pianisty w historii opowiedzianej
przez Haidę? Albo co było prawdą związaną z Białą? Wciąż nie wiem, mogę jedynie
snuć domysły.
,,Swobodne myślenie oznacza, krótko mówiąc, oddalenie się od własnego ciała. Uwolnić się od własnego ciała, zrzucić okowy, dać się po prostu ponieść logice. Pozwolić logice naturalnie się rozwijać. W tym jest właśnie sedno wolności myślenia.”
Kolejną
rzeczą, która przypadła mi do gustu to właśnie ta piątka przyjaciół z
przeszłości i sposób przedstawiania ich relacji. Wiele razy przyłapałam się na
tym, że nawet jak nie czytałam książki, to rozmyślałam nad całym tym
funkcjonowaniem grupy Tsukuru. Ta zażyłość, spójność i porównanie tego jak do
ich prywatnego wszechświata, trafiło w moje serce, zawładnęło mną do reszty i
już nie byłam w stanie patrzeć na problem ich rozłąki bezemocjonalnie. Poza tym
kwestia kolorów i bezbarwności, która w metaforyczny sposób określa postaci i
przyczynia się do próby zrozumienia własnej tożsamości przez Tsukuru. Jego
wewnętrzna pielgrzymka i związane z nią przemyślenia automatycznie stawały się moimi
problemami. Dodatkowo do moich ulubionych elementów dochodzą kwestie zmuszające
do rozważań. Przy Bezbarwnym Tsukuru czułam
się wręcz natchnięta do egzystencjalizmu!
Podsumowując
moją krótką opinię – krótką, bo dość ciężko napisać cokolwiek w poukładany
sposób o książkach Murakamiego – stwierdzam bez wahania, że Bezbarwnego Tsukuru warto przeczytać.
Jest to jedna z ambitniejszych powieści, owiana od początku do końca nutą
tajemniczości oraz melancholii, z niebanalnymi bohaterami mającymi realistyczne
problemy i wciągającym dość mrocznym, onirycznym klimatem. Polecam każdemu kto
czasem potrzebuje lektury wymagającej myślenia!
,,To przedziwne, prawda? W każdym, nawet na pozór spokojnym, uregulowanym życiu przychodzi kiedyś na pewno wielkie niepowodzenie. Nazwijmy je okresem szaleństwa. Człowiek pewnie potrzebuje takiego punktu krytycznego.”
Tak, to świetne uczucie, zacząć książkę nie mając pojęcia, czego się po niej spodziewać i zwykle miałam taką okazję właśnie przy powieściach Murakamiego. "Bezbarwny Tsukuru..." już czeka na półce, a po Twojej recenzji jeszcze bardziej chciałabym się za niego zabrać. ;)
OdpowiedzUsuń