TRYLOGIA
DIAKOWA TOM II
Na
oczach załogi Babla, pływającej platformy wiertniczej, mieszkańcy Moszcznego
giną w ogniu eksplozji nuklearnej. Kto i dlaczego podniósł rękę na pokojową
społeczność wyspy, niwecząc nadzieje na lepszą przyszłość dla garstki ocalałych
z Katastrofy? Podejrzenie pada na mieszkańców petersburskiego metra, którzy
otrzymują ultimatum: w ciągu tygodnia muszą ustalić winnych. Inaczej wszyscy
podzielą los unicestwionej wyspy… Śledztwo spoczywa na barkach stalkera Tarana.
Sytuację komplikuje niespodziewane zniknięcie Gleba, jego przybranego syna.
Mnożą się pytania, a droga do prawdy jest trudna. Odpowiedzi są bowiem ukryte w
mroku – na samym dnie ludzkiej duszy.
Komentarz:
,,Skażony świat, dzikie bestie, głód – to tylko opakowanie, tło, zewnętrzna
strona mroku. W sumie nauczyliśmy się już z tym walczyć. Prawdziwy mrok jest
wewnątrz, w naszych głowach. I od niego wyzwolić się będzie znacznie trudniej.”
Zapewne
większość już słyszała, widziała, możliwe również, że niektórzy już przeczytali
i pozachwycali się, a jeśli nie zachwycali to chociaż poczuli się uradowani, że
w końcu doczekali się dostania TEGO. A czym właściwie jest wspomniane TO?
Ostatnią częścią trylogii Glukhovskiego – METRO
2035 – zwieńczenie wszystkiego. Tak, moi drodzy, moje serce skacze z
podekscytowania za każdym razem jak zerknę na całą trylogię na mojej półeczce,
ale jakkolwiek na to by nie spojrzeć, jako fanka jeszcze nie miałam okazji przeczytać
2035. Mój maraton z Metrem zacznie się
dopiero w święta i dopiero wtedy przeczytam dwie pierwsze części od początku i
ostatnią zostawioną na deser. Taki jest plan. A przed planem zdarzyło się jeszcze
pochwycenie dalszych części Diakowa, które rozgrywają się w Petersburgu i są prawie
równie dobre, co pierwowzór.