Szesnastoletniej
Azie do głowy by nie przyszło, że będzie prowadzić śledztwo w sprawie
tajemniczego zniknięcia miliardera Russella Picketta. Jest jednak sto tysięcy
dolarów nagrody do zgarnięcia, no i jej Najlepsza i Najbardziej Nieustraszona
Przyjaciółka Daisy bardzo chce rozwiązać tę zagadkę!
Dziewczyny wspólnie próbują dotrzeć do Davisa, syna miliardera, którego Aza poznała kiedyś na letnim obozie. Na pozór niewiele ich dzieli, ale tak naprawdę jest to przepaść.
Aza się stara. Stara się być dobrą córką, dobrą przyjaciółką, dobrą uczennicą, a nawet detektywem, jednocześnie zmagając się z obezwładniającymi lękami i dręczącymi myślami, których spirala coraz bardziej się zacieśnia. (opis z lubimyczytac.pl)
Komentarz: „Zamartwianie to właściwe podejście do życia. Życie jest jednym wielkim powodem do zamartwiania.”
John
Green był fenomenem. Jego Gwiazd naszych
wina podbiła serca milionów czytelników i już wtedy mówiono, że autor nie
da rady napisać czegoś lepszego, czegoś równie oszałamiającego i poruszającego.
I choć Papierowe miasta, Szukając Alaski i 19 razy Katherine były bardzo dobrymi i ciekawymi książkami, to nie
dorównały historii Hazel Grace i Gusa. Od Greena oczekiwano czegoś więcej. I
tak minęło pięć lat. Na świat przyszły Żółwie
aż do końca i potwierdziły dwie rzeczy. Pierwsza, że Green jest dalej w
formie do tworzenia intrygujących powieści z przekazem. A druga potwierdziła,
że raczej nie uda mu się dorównać, a co dopiero pokonać mistrzowskich Gwiazd naszych wina.
Narracja
pierwszoosobowa umożliwia nam wgląd w umysł bardzo specyficznej osoby, jaką
jest Aza Holmes. Dziewczyna z problematycznymi myślami, z którymi nie potrafi
sobie poradzić... Jak Green nam to już wielokrotnie udowodnił – w jego
historiach główny bohater zawsze musi się czymś wyróżniać i to nie pod względem
wyglądu zewnętrznego, lecz charakteru, sposobu myślenia i interpretowania
rzeczywistości. Postaci te zachowują się nieprogramowo, często na przekór
społeczeństwu i gdyby ktoś normalny mógł wejrzeć w ich umysły, dostrzegłby
wiele nadzwyczajności zahaczających o szaleństwo i geniusz. Podobnie jest z
Azą, która zdecydowanie nie pasuje do normalnych, typowych, kliszowych
bohaterów. Chociażby z tego względu, że ma kłopoty z psychiką, a dokładniej z
bakteriami, czającymi się wszędzie, gotowymi do jej uśmiercenia, oraz
negatywnym nakręcaniem się. Co mam na myśli? Aza lubi się nakręcać, czyli
zaczyna maniakalnie myśleć o czymś, co jej nie pasuje lub czego się obawia. Głównie
dotyczy to rany na jej palcu, którą od kilku lat rozdrapuje, dezynfekuje, przykleja
plaster, a potem znowu rozdrapuje, dezynfekuje i tak w kółko i w kółko. Robi
tak, ponieważ nakręca się myślą, że skoro rana jest niezagojona to może dostać się
zakażenie i ją uśmierci. To tylko jedno z jej dziwactw, jednak reszta jest
równie niepokojąca i zastanawiająca jak wiecznie niezagojony palec.
„Ludzie uważają, że pomiędzy wyobraźnią a pamięcią biegnie wyraźna granica, ale tak nie jest. Przynajmniej nie dla mnie. Pamiętam to, co sobie wyobrażam, a wyobrażam sobie to, co pamiętam.”
Dziewczyna
jest mądra, bystra, zastanawia się nad kwestiami filozoficznymi i naukowymi,
zbyt dużo nie mówi, nie okazuje aż nadto uczuć przez co wydaje się zimna i
opanowana, ma przyjaciółkę, która znosi jej dziwactwa, matkę, która próbuje ją wesprzeć
i psycholożkę, która pomaga jej w dość kiepski sposób, bo z Azą nie jest coraz
lepiej. Aza coraz bardziej się nakręca i nikt nie jest w stanie jej zatrzymać,
ani tym bardziej uratować. Autor stworzył naprawdę ciekawą i złożoną postać,
która w oczach czytelnika jest widziana jako ktoś interesujący lub… ktoś
irytujący. Przyznam szczerze, że kiedy sama myślę o Azie, pierwsze co z nią
kojarzę to obrzydzenie, które we mnie wywołała – tak, sprawa z palcem, który bardzo
szczegółowo opisuje. Później przychodzi irytacja, bo nie oszukujmy się – dziewczyna
jest naprawdę uciążliwa, jej zachowanie względem innych osób oraz skupienie
całkowicie na sobie, sprawiało, że cała się gotowałam ze złości. Rozumiem, że
ma problemy z psychiką, rozumiem, że sobie z nimi nie radzi, wiem, że takiej
osobie może być ciężko, ale mimo wszystko… nie mogłam znieść jej zachowania!
Zaś na sam koniec moich odczuć względem dziewczyny pozostaje: zainteresowanie,
bo co jak co, ale Aza jest ciekawym przypadkiem.
Może
nie jest to oczywiste, ale Żółwie aż do
końca skupiają się przede wszystkim na bohaterce (w końcu narracja pierwszoosobowa
ze strony dziewczyny myślącej tylko o sobie), zaś na drugim planie jest zagadka
związana z zaginięciem pewnego miliardera, kiełkujący wątek romantyczny i
relacje: przyjaciółka-przyjaciółka oraz matka-córka. Nie przeczę, że
spodziewałam się więcej niewiadomych, szukanie od nitki aż do kłębka i
całkowite skupienie się na kryminalnej tajemnicy, jednak ten wątek stanowił
jedynie tło, które miało umożliwić pokazanie sedna sprawy, jakim jest Aza (i
jej problem…). Nie mam żalu do Greena, bo zostało to dobrze zaprezentowane,
cieszę się, że skupił się na postaci. Sprawa z zaginięciem i jej rozwiązanie
jest banalnie proste – i dobrze, bo podczas czytania pojawia się tyle teorii,
że proste rozwiązanie całkowicie zbija z pantałyku i wywołuje gorzki śmiech.
„Powiedziałabym jej, że nigdy wiele nie rozmawialiśmy ani nawet nie patrzyliśmy na siebie, ale to nieważne, bo patrzyliśmy razem na to samo niebo, co może nawet jest rzeczą bardziej intymną niż patrzenie sobie w oczy. Każdy może na ciebie spojrzeć, lecz spotkanie kogoś, kto widzi ten sam świat co ty, jest zjawiskiem dość rzadkim.”
Nie
łudźcie się banalnym i typowym wątkiem romantycznym, bo to co prezentuje nam
autor na pewno nie podchodzi pod kategorię: normalny. Aza i Davis… Aza i jej
radzenie sobie z chłopakiem… Nie powiem, nie powiem, było interesująco, ale nie
poczułam żadnej chemii między bohaterami. Niby coś tam do siebie czują, niby się
rozumieją i nadają na podobnych falach, ale nie porwało to mojego serca. Może
dopiero pod koniec odczułam coś w stylu: „Mam nadzieję, że będą razem”. A jak
wyszło? Sami musicie zobaczyć. Co się tyczy innych osób ze środowiska Azy, to
jej przyjaciółka wydała mi się jednym z milszych dla oka elementów. Taka
pozytywna wariatka, kochająca Gwiezdne
Wojny i pisząca do nich fanifiki. Do tego gaduła, pełna energii z maksymalną
tolerancją na odchyły Azy. Świetna przyjaciółka! Matka i psycholożka odgrywają
mniejsze role, ale cieszę się, że autor o nich nie zapominał i również próbował
pokazać ich wpływy na główną bohaterkę.
Żółwie aż do końca niosą jakieś tam przesłanie,
szczególnie na ostatnich stronach, gdzie można wczytać się w różne telefony
zaufania… Książkę uważam za udaną, jest świetnie napisana, przepełniona
niebanalnymi spostrzeżeniami i pytaniami, nad którymi czytelnik się zastanawia.
Główna heroina jest obrzydliwa, męcząca, jednak nie da się ukryć, że też bardzo
intrygująca ze względu na spiralę swoich myśli. I choć Żółwie aż do końca nie są tak mistrzowskie jak Gwiazd naszych wina, zaliczam je do jednych z lepszych lektur,
które przeczytałam w tym roku. Jestem zadowolona z dzieła Greena i mam
nadzieję, że nie każe czekać na kolejne aż pięć lat.
„Zaczynam jednak rozumieć, że życie to nie tyle twoja opowieść, co opowieść o tobie. Oczywiście łudzisz się, że jesteś jej autorem.”
Papierowe miasta, tak strasznie mnie wynudziły, że zniechęciłam się do powieści tego autora...może kiedyś się przełamie i sięgnę po inne jego książki :)
OdpowiedzUsuńA gwiazd naszych wina czytałaś? :3 jesli nie to polecam, nie powinnas sie zawieść ^^
Usuń