Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

czwartek, 14 września 2017

''Imperium burz" Sarah J. Maas

TOM V SZKLANY TRON

Droga do tronu Terrasenu dopiero się rozpoczęła. I choć młoda królowa z każdym dniem coraz lepiej poznaje potęgę swojej magii, to wie, że nie wygra wojny z Erawanem w pojedynkę. Nadszedł czas szukania sojuszników. Kto odpowie na jej wezwanie? I jaką cenę będzie skłonna zapłacić za zwycięstwo z siłami ciemności?

Komentarz: “The world began and ended in fire.”

Rok oczekiwań, kilka miesięcy zwlekań i w końcu odważyłam się na sięgnięcie po kontynuację jednej z moich ukochanych serii. Tom piąty Szklanego TronuImperium burz. Grube tomiszcze, które z jednej strony wabiło mnie swoim urokiem, a z drugiej odstraszało, bo miałam świadomość, że jak zacznę, to tylko na czytaniu się skupię, a jak skończę to poczekam sobie ponad rok na powrót do Aelin, bo jak wiadomo – lub nie – teraz na jesień wychodzi tom poświęcony samemu Chaolowi (meh…) i dopiero za rok będzie wielki powrót oraz wielkie zwieńczenie całego Szklanego Tronu (jupi!). Dlatego też jak ogromnym ciężarem dla mojego serca okazało się wczytywanie się w treść Imperium burz, które bezczelnie skakało po moich emocjach i w rezultacie zostawiło mnie ponownie z bolesną pustką. No, ale co zrobić? Poczekam… Z utęsknieniem, ale poczekam.


Jak w opisie wspomniane: Aelin wraca do Terrasenu, lecz tam okazuje się, że zdobycie oficjalnie tronu nie jest takie proste, jak mogło się wcześniej wydawać. Musi zebrać silnych sojuszników, którzy pomogą jej w nadchodzącej wojnie z panem ciemności, Erawanem, a żeby tego dokonać będzie musiała jak zwykle zasięgnąć brudnych sztuczek oraz poświęcić coś od siebie. I w ten oto sposób z perspektywy naszej nieugiętej i potężnej Aelin skupiamy się przede wszystkim na zdobywaniu sprzymierzeńców, którzy – o dziwo! – są nam doskonale znani, chociażby z poprzednich części. Maas jest geniuszem, zbrodniarz doskonały, bo nigdy bym nie przypuszczała, że w tak w misterny sposób uda jej się połączyć tak wiele wątków, które niegdyś wydawały się mało znaczące. Już samo to, że wykorzystała w tym tomie postaci z prequeli oraz z pierwszego tomu, jest dowodem, że ta kobieta miała od samego początku wszystko przemyślane i teraz bawi się emocjami czytelnika, wywołując coraz więcej szoków. Nie mam się do czego przyczepić, bo każda niespodzianka jaką nam serwuje jest logiczna. To, co w innych książkach wydawałoby się strasznie naciągane, tak tutaj nabiera przerażającej spójności i wiarygodności. Wszystko ma sens.

„Ty nienawidzisz mnie, ja ciebie, a żadne z nas nie cierpi, gdy jakieś wścibskie, nadęte imperium mówi nam, co mamy robić. Innymi słowy, pasujemy do siebie.”

Przekonywanie sojuszników nie jest prostym zadaniem, ale dla Aelin nie ma zadań niemożliwych. Znowu możemy zobaczyć jak niegdysiejsza Celaena Sardothien pokazuje swoje zdolności w planowaniu, spiskowaniu i osaczaniu swojej ofiary. I choć wielokrotnie może się wydawać, że nie panuje nad sytuacją, że coś jej umknęło, to są to jedynie pozory, które podtrzymuje na złość wszystkim. Aelin już we wcześniej części robiła wrażenie, ale tutaj przechodzi samą siebie, gdy chodzi o planowanie i zaprezentowanie swojej niszczycielskiej mocy. Wielokrotnie wytrzeszczałam oczy i rozdziawiałam usta, gdy śledziłam jej działania i to jak obronną ręką wychodziła z niebezpiecznych sytuacji. Miałam chwile zwątpienia, jak Aedion, ale bohaterka w żadnym przypadku mnie nie zawiodła. Podziwiam, że do samego końca pozostała nieugięta, pewna siebie i co najlepsze: zaskoczyła każdego swoją ostateczną niespodzianką. O takich książkowych postaciach mogę czytać. Dla takich książkowych postaci warto poświęcać łzy, bo owszem, troszkę mi się popłakało na koniec, troszkę hiperwentylowałam i z tej przyczyny jestem wściekła na autorkę, że zostawiła mnie ponownie z tak wielką niewiadomą na ponad rok. Nie spodziewałam się takiego zakończenia, nie oczekiwałam w ogóle takiego rozwoju fabularnego i tego, że siódmy tom będzie już ostatnim. Ale tak ostatecznie ostatnim. Nic tylko płakać i modlić się, żeby Maas miała dobre serce.

Prócz oficjalnych przygotowań wojennych z perspektywy Aelin, mamy również subtelniejsze wątki, które z czasem łączą się z Aelinowskim. Tak jak z Jellyfishem przewidywałyśmy: Elide dostała tutaj bardziej rozbudowaną rolę. Jej historia stała się znacząca, chociażby z tego względu, że musi dostarczyć Celaenie jeden z kluczy Wyrda, a ponadto doczepił się do niej bardzo irytujący Fae… Nadal podchodzę do tego paringu z przymrużeniem oka, ale w pełni toleruję. Nie wzbudził we mnie jakichś specjalnych ochów i achów, jednak rozumiem, że innym czytelniczkom przypadł w pełni do gustu. Ciekawie się czytało o zmaganiach Elide oraz jej kombinacjach, by po pierwsze zachować ważne informacje w tajemnicy, a po drugie zatrzymać przy sobie Lorcana, który jest w stanie ją obronić. Kolejna Maasowa bohaterka okazała się wielką spryciulą, którą polubiłam. Co do innych wątków to wielkim przełomem okazała się sytuacja Manon, która pozytywnie mnie zaskakiwała, a jej późniejsze dogryzki z innymi postaciami wywoływały u mnie sporo uśmieszków. Wielokrotnie uśmiałam się z sarkastycznych uwag Aelin, jak i jej rozmów z pozostałymi. Miło było przyjrzeć się relacji między Aedionem oraz Lysandrą, a także Dorianem i (…). Choć wciąż mam problem z tymi dwoma parami, to nie zmienia to faktu, że wywołują u mnie wiele westchnięć czułości. A to co uważam za najpiękniejszy wątek romantyczny to bez wątpienia Rowan i Aelin. Jak ja się powzruszałam, naśmiałam i powzdychałam z radości oraz szczęścia. To jest cudowna para i gdy widziałam jak pięknie się między nimi układa, miałam ochotę krzyczeć. Gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego warto czytać Szklany Tron? Odpowiedziałabym bez zastanowienia: dla Rowana i Aelin.

„Kocham cię – mówił, całując ją, a każde słowo, cenniejsze niż szlachetny kamień, wpadało do jej serca i duszy. - I mogę dać ci wszystko. I nie potrzebuję czasu. Nawet gdy ten świat stanie się tylko szeptem pyłu wśród gwiazd, nadal będę cię kochać.”

Imperium burz jest grubym tomiszczem, które czyta się w błyskawicznym tempie i nie można się od niego oderwać. Poznając tę serię zauważyłam, że z każdym tomem robi się coraz ciekawiej i bardziej emocjonująco. Jestem coraz częściej zaskakiwana i przyłapuję się na tym, że nie potrafię się żegnać z bohaterami, dlatego obawiam się jak moje serce będzie wyglądało po ostatnim tomie… Ogólnie jestem zadowolona, że przeczytałam piątą część, bo przypomniała mi po raz kolejny jak wspaniałą autorką jest Sarah J. Maas. Uwielbiam ją, niech pisze dalej. A Wam polecam całą serię, bo Rowan i Aelin <3.

„Ten świat zostanie ocalony i przebudowany przez marzycieli.”

komentarze

  1. U mnie jest problem z seriami, gdyż nie mogę się nigdy zmobilizować, aby w całości ją przeczytać. Jeżeli zaś chodzi o powyższą, to chętnie jednak zmusiłabym się do tego, bo zapowiadasz pasjonującą lekturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo pasjonująca :3
      Jak zaczniesz to będziesz chciała więcej i więcej :D

      Usuń
  2. Ja stanęłam na drugim tomie, ale bardzo spodobała mi się ta seria. Mam nadzieję, że wkrótce znajdę czas i przeczytam i ten tom :)

    OdpowiedzUsuń

Lubimy czytać

Moja lista blogów