TOM
V SZKLANY TRON

Komentarz: “The world began and ended in fire.”
Rok oczekiwań, kilka miesięcy zwlekań
i w końcu odważyłam się na sięgnięcie po kontynuację jednej z moich ukochanych
serii. Tom piąty Szklanego Tronu – Imperium burz. Grube tomiszcze, które z
jednej strony wabiło mnie swoim urokiem, a z drugiej odstraszało, bo miałam świadomość,
że jak zacznę, to tylko na czytaniu się skupię, a jak skończę to poczekam sobie
ponad rok na powrót do Aelin, bo jak wiadomo – lub nie – teraz na jesień wychodzi
tom poświęcony samemu Chaolowi (meh…) i dopiero za rok będzie wielki powrót
oraz wielkie zwieńczenie całego Szklanego
Tronu (jupi!). Dlatego też jak ogromnym ciężarem dla mojego serca okazało się
wczytywanie się w treść Imperium burz,
które bezczelnie skakało po moich emocjach i w rezultacie zostawiło mnie
ponownie z bolesną pustką. No, ale co zrobić? Poczekam… Z utęsknieniem, ale
poczekam.
Jak w opisie wspomniane: Aelin
wraca do Terrasenu, lecz tam okazuje się, że zdobycie oficjalnie tronu nie jest
takie proste, jak mogło się wcześniej wydawać. Musi zebrać silnych sojuszników,
którzy pomogą jej w nadchodzącej wojnie z panem ciemności, Erawanem, a żeby
tego dokonać będzie musiała jak zwykle zasięgnąć brudnych sztuczek oraz poświęcić
coś od siebie. I w ten oto sposób z perspektywy naszej nieugiętej i potężnej
Aelin skupiamy się przede wszystkim na zdobywaniu sprzymierzeńców, którzy – o
dziwo! – są nam doskonale znani, chociażby z poprzednich części. Maas jest
geniuszem, zbrodniarz doskonały, bo nigdy bym nie przypuszczała, że w tak w
misterny sposób uda jej się połączyć tak wiele wątków, które niegdyś wydawały się
mało znaczące. Już samo to, że wykorzystała w tym tomie postaci z prequeli oraz
z pierwszego tomu, jest dowodem, że ta kobieta miała od samego początku
wszystko przemyślane i teraz bawi się emocjami czytelnika, wywołując coraz
więcej szoków. Nie mam się do czego przyczepić, bo każda niespodzianka jaką nam
serwuje jest logiczna. To, co w innych książkach wydawałoby się strasznie
naciągane, tak tutaj nabiera przerażającej spójności i wiarygodności. Wszystko
ma sens.
„Ty nienawidzisz mnie, ja ciebie, a żadne z nas nie cierpi, gdy jakieś wścibskie, nadęte imperium mówi nam, co mamy robić. Innymi słowy, pasujemy do siebie.”
Przekonywanie sojuszników nie
jest prostym zadaniem, ale dla Aelin nie ma zadań niemożliwych. Znowu możemy zobaczyć
jak niegdysiejsza Celaena Sardothien pokazuje swoje zdolności w planowaniu,
spiskowaniu i osaczaniu swojej ofiary. I choć wielokrotnie może się wydawać, że
nie panuje nad sytuacją, że coś jej umknęło, to są to jedynie pozory, które podtrzymuje
na złość wszystkim. Aelin już we wcześniej części robiła wrażenie, ale tutaj
przechodzi samą siebie, gdy chodzi o planowanie i zaprezentowanie swojej niszczycielskiej
mocy. Wielokrotnie wytrzeszczałam oczy i rozdziawiałam usta, gdy śledziłam jej
działania i to jak obronną ręką wychodziła z niebezpiecznych sytuacji. Miałam
chwile zwątpienia, jak Aedion, ale bohaterka w żadnym przypadku mnie nie zawiodła.
Podziwiam, że do samego końca pozostała nieugięta, pewna siebie i co najlepsze:
zaskoczyła każdego swoją ostateczną niespodzianką. O takich książkowych
postaciach mogę czytać. Dla takich książkowych postaci warto poświęcać łzy, bo
owszem, troszkę mi się popłakało na koniec, troszkę hiperwentylowałam i z tej
przyczyny jestem wściekła na autorkę, że zostawiła mnie ponownie z tak wielką
niewiadomą na ponad rok. Nie spodziewałam się takiego zakończenia, nie
oczekiwałam w ogóle takiego rozwoju fabularnego i tego, że siódmy tom będzie
już ostatnim. Ale tak ostatecznie ostatnim. Nic tylko płakać i modlić się, żeby
Maas miała dobre serce.
Prócz oficjalnych przygotowań
wojennych z perspektywy Aelin, mamy również subtelniejsze wątki, które z czasem
łączą się z Aelinowskim. Tak jak z Jellyfishem przewidywałyśmy: Elide dostała tutaj
bardziej rozbudowaną rolę. Jej historia stała się znacząca, chociażby z tego
względu, że musi dostarczyć Celaenie jeden z kluczy Wyrda, a ponadto doczepił się
do niej bardzo irytujący Fae… Nadal podchodzę do tego paringu z przymrużeniem
oka, ale w pełni toleruję. Nie wzbudził we mnie jakichś specjalnych ochów i
achów, jednak rozumiem, że innym czytelniczkom przypadł w pełni do gustu.
Ciekawie się czytało o zmaganiach Elide oraz jej kombinacjach, by po pierwsze zachować
ważne informacje w tajemnicy, a po drugie zatrzymać przy sobie Lorcana, który
jest w stanie ją obronić. Kolejna Maasowa bohaterka okazała się wielką
spryciulą, którą polubiłam. Co do innych wątków to wielkim przełomem okazała się
sytuacja Manon, która pozytywnie mnie zaskakiwała, a jej późniejsze dogryzki z
innymi postaciami wywoływały u mnie sporo uśmieszków. Wielokrotnie uśmiałam się
z sarkastycznych uwag Aelin, jak i jej rozmów z pozostałymi. Miło było przyjrzeć
się relacji między Aedionem oraz Lysandrą, a także Dorianem i (…). Choć wciąż mam
problem z tymi dwoma parami, to nie zmienia to faktu, że wywołują u mnie wiele westchnięć
czułości. A to co uważam za najpiękniejszy wątek romantyczny to bez wątpienia
Rowan i Aelin. Jak ja się powzruszałam, naśmiałam i powzdychałam z radości oraz
szczęścia. To jest cudowna para i gdy widziałam jak pięknie się między nimi
układa, miałam ochotę krzyczeć. Gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego warto czytać Szklany Tron? Odpowiedziałabym bez
zastanowienia: dla Rowana i Aelin.
„Kocham cię – mówił, całując ją, a każde słowo, cenniejsze niż szlachetny kamień, wpadało do jej serca i duszy. - I mogę dać ci wszystko. I nie potrzebuję czasu. Nawet gdy ten świat stanie się tylko szeptem pyłu wśród gwiazd, nadal będę cię kochać.”
Imperium
burz
jest grubym tomiszczem, które czyta się w błyskawicznym tempie i nie można się od
niego oderwać. Poznając tę serię zauważyłam, że z każdym tomem robi się coraz
ciekawiej i bardziej emocjonująco. Jestem coraz częściej zaskakiwana i
przyłapuję się na tym, że nie potrafię się żegnać z bohaterami, dlatego obawiam
się jak moje serce będzie wyglądało po ostatnim tomie… Ogólnie jestem
zadowolona, że przeczytałam piątą część, bo przypomniała mi po raz kolejny jak
wspaniałą autorką jest Sarah J. Maas. Uwielbiam ją, niech pisze dalej. A Wam
polecam całą serię, bo Rowan i Aelin <3.
„Ten świat zostanie ocalony i przebudowany przez marzycieli.”
U mnie jest problem z seriami, gdyż nie mogę się nigdy zmobilizować, aby w całości ją przeczytać. Jeżeli zaś chodzi o powyższą, to chętnie jednak zmusiłabym się do tego, bo zapowiadasz pasjonującą lekturę.
OdpowiedzUsuńBardzo pasjonująca :3
UsuńJak zaczniesz to będziesz chciała więcej i więcej :D
Ja stanęłam na drugim tomie, ale bardzo spodobała mi się ta seria. Mam nadzieję, że wkrótce znajdę czas i przeczytam i ten tom :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia, bo warto! :3
Usuń