
Komentarz: „Czas najwyższy jest czasem końca i początku jednocześnie.”
Wyjaśnijmy
to sobie na początku: Ja, nie czytam Grocholi. Nie jest tak, że uważam ją za
jakiegoś złego autora (nie jest złą autorką), ale po prostu nigdy nie ciągnęło
mnie do jej obyczajówek, a do tego grocholska marka wcale mnie nie zachęcała,
żebym zmieniła swoje zdanie. Grocholi nie czytałam i nie miałam zamiaru (wciąż nie
mam)… Skoro tak, to co ty tu w ogóle opiniujesz? Życie zaskakuje! Tak jak
kiedyś nie spodziewałam się przeczytania Myśliwskiego, Twardocha czy Lema, tak
przez zbieg okoliczności (profesorowie kazali, więc musiałam, ale nie żałuję,
bo uwielbiam) wpadli w moje łapki. W przypadku Przeznaczonych o ich wpadnięciu zadecydowała babcia, która chciała podzielić
się ze mną ciekawą lekturą. Nie odmówiłam – no jak tu babci odmówić?
Miło
się ogląda filmy w których są obce sobie osoby, mają własne życia, problemy,
bieganiny i w pewnym momencie okazuje się, że jakoś ich losy się splatają.
Przykładowo ta kobieta okazuje się matką tej rozkapryszonej dziewuchy, tamta
dwójka jest małżeństwem w separacji, a ta rozkapryszona dziewucha ich adoptowanym
dzieckiem. Sploty różnych perypetii w filmach prezentują się dobrze. I miałam
nadzieję, że tutaj, w papierowej historii, również tak będzie. Sądziłam, że
historie tych pięciu osób jakoś cały czas będą ze sobą złączone, że co ileś
rozdziałów ten bohater natknie się na tę bohaterkę, tamta na tego itd. itp.
Jednakże, otrzymaliśmy takie spotkania jedynie na początku i na końcu
(ewentualnie zostały także wytłumaczone powiązania na zakończeniu). Nie
twierdzę, że było to złe. Z jednej strony szkoda, że tak nie zrobiła, ale z
drugiej ten zabieg był całkiem na miejscu. Taka klamra otwierająca i zamykająca
opowieść – Grochola wiedziała, co robi i wyszło jej to dobrze. Ponadto sama
budowa powieści jest interesująca, bo nie mamy rozdziałów, więc historia leci
swobodnie nie otwierana, ani nie zamykana w pewnych ważniejszych chwilach.
Można by rzecz, że leci swobodnie jak życie. Do tego każdy z bohaterów dostaje
tyle samo miejsca do opowiedzenia, chociaż nie, poprawka, wydawało mi się, że
pisarka i Gabriela z Mateuszem dostali znacznie więcej, a ten były-pijak-obecny-hazardzista
i Kuba - najmniej. Lecz mimo to możemy bez kłopotów zrozumieć postępowania, przeszłość
i charaktery danych bohaterów.
Wiem,
że jak w książce występuje więcej niż dwóch głównych bohaterów, to jest
problem, żeby się dokładnie z kimś zbratać. I z tą wiedzą bez zaskoczenia
przyjęłam fakt, że w Przeznaczonych
nikogo nie polubiłam, ani ogólnie nie żywiłam jakichś cieplejszych uczuć. Dla
mnie byli zwykłymi papierowymi postaciami, którzy przechodzą jakieś kryzysy,
mają rozchwiane uczucia, czynią dobrze bądź źle, ale jakoś specjalnie nie
wzbudzało to we mnie emocji. Wiem, że o nich zapomnę – już zapomniałam imiona
niektórych z nich, lecz mi to nie przeszkadza. To jest taka książka, którą
przeczyta się, odłoży i już się do niej wróci - piszę to z myślą, że mimo, iż
nie zaczytuję się namiętnie w obyczajówkach, mam takie o których pamiętam albo
do których chciałabym wrócić w przyszłości. Jednak niestety, Grochola i jej Przeznaczeni nie należą do tej listy.
Wracając
jeszcze do postaci, to zostali dobrze zarysowani, jak prawdziwi ludzie. Pisarka
i jej kłopot z matką, miłością życia oraz byciem celebrytką był najciekawszym
wątkiem, chociaż wkurzyło mnie to ble ble ble przy końcu, gdzie jako dorosła
kobieta nie potrafiła zrozumieć, jaka była i jest głupia. Niby kreowana na
mistrzynię kryminałów, a tak naprawdę nie potrafiła przewidzieć i rozważyć relacji
z TYM FACETEM. Mateusz kreowany na idealnego faceta, o którym śnią kobiety,
okazał się typowym new adultowym facetem z ciemną przeszłością, ale o nim także
miło się czytało, tak jak o jego rozkwitającym związku z Gabrielą, która tak jak
typowa bohaterka new adult przeżywała jakieś wewnętrzne rozdarcia. Ciekawie,
ale sztampowo. Za to miło było dowiedzieć się paru rzeczy o pracy jako krupier
w kasynie i rozbrajały mnie te optymistyczne opowieści Mateusza, który w nawet
najgorszych sytuacjach doszukiwał się jasnych stron. Owszem, było to trochę
nienaturalne, ale słodkie. To, co mi się nie podobało w relacji
Mateusz-Gabriela to sztuczność – niby coś do siebie czują, lecz jakoś się to
nie kleiło… Za to całkowitą udręką w czytaniu były losy Kuby i… Jerry’ego? Tak,
chyba tak się nazywał. To było takie nudne! Sflaczałe! I tak męczące, że nie
pozostało mi nic innego jak poznawanie tych momentów po łebkach.
Jedyne
co mnie zastanawia – i jeśli ktoś wie, to mógłby mi to wytłumaczyć – jak pisarka
mogła prawie potrącić Gabrielę, skoro… no… SPOILER: pisarka była wymyśloną
postacią przez inną pisarkę, a Gabriela tak jakby rzeczywistą osobą, więc to
niemożliwe, żeby ją prawie potrąciła papierowa postać, prawda? KONIEC SPOILERU.
To jest moja główna zagwozdka i coś, co mnie szczerze zainteresowało. Przeznaczeni pod względem konstrukcji
fabularnej są dobrze zbudowani, okładka jest przepiękna i jako obyczajówka
spełnia swoje wymogi, ale pod względem frajdy z czytania to nie jest już tak
dobrze. Sporo się przenudziłam, a brak więzi z bohaterami w tym nie pomagał.
Oceniam ją 6/10 i polecam jedynie fanom Grocholi oraz sztampowych obyczajówek,
które przeczyta się raz, a później odkłada na półkę, by już nigdy do nich nie powrócić.
To nie była zła powieść, żeby zacząć przygodę z Grocholą (zobaczyłam, że ma
potencjał) ale nawet moja babcia powiedziała, że ma lepsze książki, a ja po Przeznaczonych sama nie wiem, czy chcę
coś jeszcze od niej czytać (gdyby ktoś nalegał albo przekonałby mnie do jakiejś
jej powieści, to może… może…), lecz na tę chwilę mówię autorce: Nie, chociaż
bardzo dobrze i lekko pisze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz