TOM
V SELEKCJA

Komentarz: „Jesteś wszystkim dla wszystkich, dla mnie zaś znaczysz nieporównanie więcej.”
Ach,
te sentymenty do serii, której przeczytało się prawie wszystkie tomy, oprócz
ostatniego, i która mimo tego, że nie jest niczym ambitnym, ani wzbogacającym
życie, podoba ci się na tyle, że czujesz przymus by ją skończyć. Ja czułam
wewnętrzny przymus, żeby zakończyć swoją przygodę z Selekcją, dlatego kiedy z zaskoczeniem dowiedziałam się, że Korona jest finiszem – takim oficjalnym
finiszem – odetchnęłam z ulgą i zabrałam się za czytanie.
W
moim przypadku od przeczytania Następczyni
minął ponad rok, dlatego czuję się usprawiedliwiona, że w ogóle nie kojarzyłam męskich
postaci biorących udział w Selekcji i że nie pamiętałam, co dokładnie wydarzyło
się w życiu naszej zimnej księżniczki Eadlyn. Miałam prawo nie wiedzieć – w końcu
przez rok przewinęło mi się przez ręce tyle książek i mang, że wspomnienia o
Eadlyn znacząco wyblakły i przez to, kiedy zaczynałam Koronę, miałam straszny mętlik w głowie. Ale to było kolejne
wyzwanie dla autorki, bo jak wiadomo: dobry pisarz napisze kontynuację w taki
sposób, że czytelnik automatycznie przypomni sobie, co się działo w poprzednich
częściach - wówczas można stwierdzić, że autor pod pewnymi względami wykonał
swoje dzieło bardzo dobrze. Jak sobie poradziła z tym wyzwaniem Kiera Cass? Po
pierwsze, dzięki jej zabiegom przypomniałam sobie sprawy rodzinne – stan
fizyczny Americi, stan emocjonalny Maxona, niespodziankę, jaką sprezentował
bliźniak Eadlyn, oraz fakt, że główna bohaterka ma jeszcze dwóch młodszych
braci (całkowicie wyleciało mi to z głowy). Zostało to najlepiej zarysowane i
rozwinięte w kolejnych rozdziałach. Po drugie, zorientowałam się w
satysfakcjonujący sposób w sytuacji politycznej – jakie kłopoty spadły na Eadlyn,
jak próbuje się z nimi uporać… Tak jak w poprzednich tomach, tak tutaj nie jest
to jakiś wybitnie rozwinięty wątek, ale sam jego zamysł trafia do czytelników i
każe się zastanowić, jak my postąpilibyśmy na miejscu bohaterki. Według mnie
Eadlyn podejmowała słuszne decyzje, myślała rozsądnie i przyszłościowo, a to,
że jej czasem nie wychodziło lub obywatele buntowali się przez to, że nie
radzili sobie ze zniesieniem klas, odbieram także pozytywnie. W tym sensie, że
autorka pokazała względnie realną sytuację ze strony głowy państwa oraz
obywateli, co zobrazowało, że obie strony nie miały łatwej drogi w dojściu do
porozumienia. Zakończenie wątku politycznego wydaje się dobre, chociaż jak dla
mnie można było to rozwiązać w inny sposób.
„Ale prawda jest taka, że miłość jest równie przypadkowa, jak i zaplanowana, równie piękna, jak i katastrofalna.”
Po trzecie, w czym najbardziej się
gubiłam, to element związany z Selekcją i ogólnie szukaniem sobie ukochanego.
Męscy bohaterowie – ich imiona, charaktery – zlewali się w jedno. Nie
pamiętałam jak zachowywali się w poprzednim tomie, ani czy zrobili coś
znaczącego. Byli dla mnie nieznajomymi i niektórzy z nich pozostali nimi do
samego końca. Oczywiście, kojarzyłam przyjaciela z dzieciństwa, kojarzyłam
również, że był obcokrajowiec ze swoim tłumaczem, ale reszta…? Nic. Kompletna
pustka. Nawet podczas spotkań z Eadlyn nie wiedziałam, czym się różni ten
bohater od tamtego, więc albo możemy to zgonić na moje zapominalstwo albo na
autorkę, że nie stworzyła wyróżniających się postaci. Dobrym zabiegiem było
wprowadzenie do tej wielkie gry, nowej postaci, która trochę namieszała,
troszkę wzbudziła wątpliwości i ostatecznie przyczyniła się do zmuszenia Eadlyn
do podjęcia decyzji. Co się tyczy samych romansowych spraw to tak jak przy
Americe i Maxonie czuć było od samego początku iskry miłości, tak przy Eadlyn i
jej relacjach z facetami pozostawało to zimnymi rozmowami. Rozumiem, że inna
perspektywa (perspektywa władcy wybierającego z kilkunastu, a nie perspektywa
dziewczyny wahającej się między dwoma chłopakami), rozumiem, że Eadlyn ma
większy i trudniejszy wybór, przez co ma prawo odczuwać zwątpienie i niechęć do
wyboru przyszłego małżonka. Jednakże suche relacje często pozostaną suche i ja
tak odebrałam uczucia Eadlyn do Tego-Którego-Wybrała. Nie było to romantyczne –
prędzej wymuszone. Nie było miłości – ale obowiązek i presja. Owszem, można powzdychać
nad ich zalotami, czy drobnostkami którymi się wymieniają, ale dla mnie, aż do
końca, pozostanie to wątkiem niesatysfakcjonującym moje romantyczne serce. Jak
to moja przyjaciółka orzekła: Już lepiej, gdyby Eadlyn została sama. I w tej
chwili jestem w stanie się zgodzić.
Miałam mgliste wspomnienie, że
nie przepadałam w poprzednim tomie za charakterem bohaterki – niby ją rozumiałam,
ale jednak nie polubiłam. Tutaj sprawa zmieniła się diametralnie, bo w końcu
Eadlyn zaczęła mięknąć. Początkowo darzyłam ją sympatią, ponieważ przestała być
księżniczką wykutą z lodu, a stała się emocjonalnie rozbitą królową, ale
później to, że stała się taka uczuciowa, wręcz topiła się w uczuciach… Cóż,
chyba wolałam tę twardą zołzę, którą zgrywała. To, co mi się ponownie najbardziej
spodobało to pokazanie relacji pomiędzy Americą a Maxonem – świadomość, że są
razem po tylu latach i nadal się kochają i obrzucają ironiami… Moje serce
skakało z radości. Ogólnie rzecz biorąc Korona
jako zakończenie serii spisała się nieźle. Rzeczy, które trzeba było dopowiedzieć
– dopowiedziano. Problemy zaistniałe z poprzednich tomów – zostały rozwiązane.
I do tego wszyscy skończyli szczęśliwie. Sama ta bajkowa otoczka nie jest
irytująca, a Selekcję uznaję za dobrą,
lekką serię, którą można przeczytać dla samej przyjemności. Zapewne nie wrócę
do niej, ale będę miło wspominać.
„Szczęśliwe zakończenie może nastąpić po przebyciu wielu kilometrów. Albo w czasie tak krótkim jak siedem minut.”
Ostatnia część z tej serii, którą muszę poznać :D
OdpowiedzUsuńSzybko nie sięgnę po książkę. Jestem znudzona już tą serią, ale kiedyż zapewne ją dokończe. Rywalki to najlepszy tom jak dla mnie. Teraz czytam Syrenę tej autorki - ale niestety nie jestem zachwycona :)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie się waham pomiędzy Rywalkami a Jedyną - obie były wystarczająco emocjonujące i obie najlepiej wspominam :3 Za Syrenę raczej się nie wezmę - nie te klimaty
UsuńOch, och, jest o mnie mowa w recenzji <3
OdpowiedzUsuńEadlyn lubiłam zawsze, o czym dobrze wiesz. Nawet bardziej od Americi, bo nie była rozlazłymi kluchami. Zdecydowanie wolałabym gdyby Eadlyn skończyła sama :( Ja wiem, że to by przeczyło tej całej cukierkowej idei serii, ale byłoby bardziej sensowne.
To była mowa o tobie...?
UsuńJa tam wolę irytującą Americę niż zimną Eadlyn :P
O ile Selekcja jest naprawdę przyjemną trylogią i uwielbiam czytać o słodkiej relacji Americi oraz Maxona, o tyle losy ich córki w ogóle mnie nie interesują i raczej nie sięgnę po te dwa tomy, zwłaszcza że wiele osób twierdzi, iż Eadlyn to strasznie irytująca bohaterka.
OdpowiedzUsuńBooks by Geek Girl
Ja wprawdzie o wiele bardziej polubiłam Ami i z większą ciekawością śledziłam jej losy w tej właściwej trylogii, ale jednak "Korona" zafundowała mi powrót choćby na chwilę do tych bajkowych klimatów. W wielu rzeczach się z Tobą zgadzam, Eadlyn irytowała mnie w "Następczyni", a już w "Koronie" załapałam do niej większą sympatią. Męskich postaci też w większości nie pamiętałam, ponieważ czytałam część czwartą przy okazji premiery rok temu. Tylko w jednej kwestii mam inne zdanie, bo koniec końców bardzo ucieszyłam się z wyboru dokonanego przez Eadlyn :)
OdpowiedzUsuńNie potępiam jej wyboru, ale nadal myślę, że był wymuszony - uroczy, ale jednak wymuszony :(
UsuńW całej serii podobają mi się tylko... okładki. Suknie zachwycają :P
OdpowiedzUsuńXD Jezu, tylko nie to. Proszę. Tego się nie da brać na serio, nawet na pół serio.
OdpowiedzUsuńO. co. chodzi? O.O
Usuń