
Komentarz: „Lepiej nikomu nic nie opowiadajcie. Bo jak opowiecie – zaczniecie tęsknić”
Prawie nigdy nie miałam problemów z czytaniem
lektur. Niektóre sprawiały mi przyjemność a innym mordęgę (przykład: Krzyżacy), pozostałe pozostawiały po
sobie albo neutralny posmak albo tą przytoczoną już mordęgę zmieszaną z
cierpiętniczym przechodzeniem przez kolejne strony (przykład: Pan Tadeusz). Czytało się także
zagranicznych autorów, takich jak Sofokles, Bułhakow, Zola, Szekspir… I wniosek
nasuwał się sam: ambitna literatura. Teraz, kiedy nie mam już obowiązkowych
lektur, sama muszę wybierać sobie co ambitniejsze książki a do tego straszna ciekawość
mnie zżerała, jakie powieści amerykanie obowiązkowo czytają. Padło najpierw na Buszującego w zbożu. Myślałam, że będzie
to szyte na miarę Słowackiego, Prusa albo innej wybitnej osoby, ale nie.
Dostałam książeczkę a la John Green, którą każdy zrozumie.
Wypociny Salingera czyta się lekko, bo mają taki
charakterystyczny swojski język, którym posługuje się główny bohater. Holden
jest prostym chłopakiem, lubi zgrywać głupiego, chociaż ma talent do angielskiego
i filozofowania, co automatycznie sprawia, że czytelnik dostrzega w nim
mądrego, dojrzałego i ułożonego chłopaka – on po prostu jest leniwym geniuszem.
Do tego jest bardzo szczery, nie boi się mówić tego co myśli i widać, że nie pasuje
do otaczających go ludzi – czy to właśnie przez otwarte zachowanie czy przez czasem
zdarzające się dziwne sytuacje w których odbierałam go jako niezrównoważonego
psychicznie. Naprawdę. Czasem miał takie odloty na trzeźwo, że uznawałam go za stuprocentowego
wariata, tym bardziej, że sam lubił podkreślać, że zachowuje się w wariacki sposób. Jego predyspozycje do filozofowania odebrałam bardzo
pozytywnie, bo nie były ciężkie do rozmyślania i dotyczyły spraw codziennych,
względnie prostych, przykładowo: co się dzieje z kaczkami, gdy staw zamarza?
Nie wiem co mnie bardziej śmieszyło: to, że niniejsze pytanie nurtowało go
przez całą książkę, czy to, jak ludzie reagowali, kiedy je zadawał. Oczywiście,
zdarzało się wielokrotnie, że Holden rozważał głębsze sprawy związane z naturą
ludzką, życiem swoim i napotkanych osób, czy problemów które napotykał na
swojej drodze i z tego wszystkiego wychodziły bardzo ciekawe cytaty, które
można później przytaczać albo rozpamiętywać.
„Jeżeli ktoś umarł, to jeszcze nie powód, żeby go przestać lubić, zwłaszcza jeżeli to był ktoś tysiąc razy sympatyczniejszy niż inne znajome osoby, które żyją.”
Buszujący w zbożu zaczyna się w momencie, kiedy nasz bohater po raz
kolejny opuszcza placówkę szkolną. Nie chodzi tylko o to, że nie zdał wszystkich
przedmiotów, prócz angielskiego, lecz o otaczających go ludzi. Ich zakłamanie.
To jest ten wielki problem, który przytłacza Holdena. Zakłamanie ludzi i ich
fałszywe zachowanie. Gdy wyrusza na kilkudniową podróż po miejskiej dżungli,
jaką jest Nowy Jork, spotyka się z wieloma osobami, które zawsze coś innego reprezentują
oraz nakłaniają go do wysunięcia pewnych wniosków. Ironiczne komentarze
chłopaka oraz jego wpadki przy odpowiednim zachowaniu zawsze wywoływały
na moich ustach uśmiech albo wprawiały w zakłopotanie (a już nie pamiętam, jaka
książka sprawiła, że poczułam zakłopotanie lub wstyd za głównego bohatera),
szczególnie sytuacja związana z prostytutką i jej alfonsem, strasznie mnie speszyła
i zapadła w mojej pamięci. Co się tyczy innych postaci, to moją uwagę przede
wszystkim przykuła jego równie niezrównoważona psychicznie siostra, bracia oraz
były nauczyciel z angielskiego. Owszem, bohaterów jest mnóstwo, lecz niektórzy pojawiają
się jedynie we wspomnieniach a inni mają krótki epizod, przez co nie
przywiązałam aż tak znaczącej do nich uwagi. Choć wiadomym jest, że skoro
zapadli Holdenowi w pamięci to mają znaczenie.
„Ja tam za nikim bym nie wrzeszczał: „Powodzenia!”. To strasznie dołujące, jak się nad tym zastanowić.”
Tak jak mówię, Buszującego
w zbożu czyta się bardzo dobrze i można go poznawać na nowo za każdym
razem, bo jest taką historią z której zawsze można coś wyciągnąć. Nie żałuję,
że przeczytałam, chociaż kilka elementów nie przypadło mi do gustu, jak
przykładowo teatralność w końcowych scenach między Holdenem a siostrą. Jednakże
przygodę z książką uznaję za udaną i nie widzę żadnych przeciwskazań, żebyście
i Wy poznali tego interesującego oraz nieco szalonego bohatera w czerwonej
czapce.
„Dopiero wtedy wiem, że mnie książka naprawdę zachwyciła, jeżeli po przeczytaniu myślę o jej autorze, że chciałbym z nim się przyjaźnić i móc po prostu telefonować do niego, ile razy przyjdzie mi ochota”
Jakoś do tej pory nie potrafiłam się przekonać do "Buszującego w zbożu", ale może kiedyś przeczytam. Najpierw mam jednak w planach "Zabić drozda" (cały czas odkładam tę książkę na później, czas to zmienić). ;)
OdpowiedzUsuńZabic drozda też jest w moich najbliższych planach :D Myślę, że Buszujący spodoba ci się jako lekka lektura :3
Usuń