
Komentarz: „Każdy, czy to dżentelmen, czy dama, kto nie znajduje przyjemności w dobrej powieści, musi być nie do wytrzymania głupi.”
Od
Jane Austen znałam jedynie książkową wersję Dumy
i uprzedzenia, którą kocham i mogę poznawać wciąż i wciąż i wciąż… zaś z
filmowych przykładów dorzucę do tego Rozważną
i Romantyczną, która również zyskała na mojej sympatii. Z taaak bogatym doświadczeniem, stwierdziłam, że
równie dobrze można by się zapoznać z innymi dziełami autorki, ale żeby nie
porywać się na dziką wodę, chwyciłam za coś cienkiego i krótkiego – Opactwo
Północnego Gniewu.
I
choć ten tytuł wskazuje, że niniejsze opactwo powinno odgrywać główną rolę, to
niestety pojawia się dopiero pod sam koniec książki, rozwiązując kluczowe i
sercowe sprawy naszej bohaterki, Katarzyny. A co jest wcześniej? Otóż,
otrzymujemy pełno zdarzeń dotyczących spacerów, tańców i poznawania coraz to
nowych osób przez heroinę. Tak, rzeczywiście nie jest to takie ciekawe na jakie
wygląda, ani nie emocjonuje jak przy Dumie.
Ten cały zabieg, żeby wcisnąć Katarzynę na jak największą ilość balów,
wycieczek i spacerków, całkowicie mnie znużył, tym bardziej, że obracała się w
takim fałszywym towarzystwie. Nie zachęciły mnie także bogate i długie opisy
pomieszczeń, których zwyczajnie w świecie nie cierpię, ale to da się wybaczyć,
bo pamiętajmy, że jest to styl XIX wiecznej autorki, która zapewne lubiła
szczegóły… Ogólnie w moim wydaniu Opactwa
ze Świata Książki (tak zwane: kwieciste wydanie) muszę przyznać, że napotkałam
wiele trudności we wczytywaniu się w treść – przede wszystkim z powodu
nieskładnie ułożonych zdań, które trzeba było przeczytać dwa razy, by zrozumieć
sens (bo jak się za szybko przeczytało, to miało się wrażenie, że tłumacz
przekładał tekst bez zastanowienia). Wątpię, żeby to był mój błąd, ponieważ po
pierwsze miałam już do czynienia z XIX wiecznymi przekładami literatury i
czytało mi się bezproblemowo, a po drugie te nieskładności zdarzały się często
na początku, zaś później sporadycznie (co świadczy o wkręcaniu się tłumacza w
przekładanie świeżego tekstu). Tyle z moich uwag technicznych.
,,Przyjaźń jest niewątpliwie najskuteczniejszym lekiem na cierpienia zawiedzionej miłości.”
Idąc
teraz bardziej w fabułę to samo przedstawienie wydarzeń nie podobało mi się,
ponieważ było strasznie flegmatyczne i nieemocjonujące, jednakże ideę, główny
problem oraz morał pojęłam bez zbędnych trudności. Katarzyna jako główna
bohaterka sprawdzała się kiepsko. Niczym się nie wyróżniała (chyba że to było
jej wyróżnieniem), miała słaby charakter, była naiwna i trochę przygłupawa. Aż
w dwóch sytuacjach działała mi tak na nerwach, że chciałam ją udusić, między
innymi: kiedy w tak oczywisty sposób dała się oszukać temu bucowi, a później
nie potrafiła go opierniczyć i postawić na swoim; a w drugiej sytuacji, kiedy
już znajdowała się w opactwie i przez wpływ gotyckiej literatury w bezczelny
sposób doszukiwała się strasznych historii związanych z gospodarzem – co przyczyniło
się do jej myszkowania po rezydencji i wysnuwania idiotycznych wniosków
(zaiste: zachowanie godne damy). Jej przysposobienie do trudnych sytuacji można
uznać za równie łopatologiczne, ponieważ kiedy widzisz, że przyjaciółka wodzi cię za nos, to nie powinnaś wspierać jej dalej w
niecnych czynach, lecz dać kazanie i stać się wojowniczką, a nie potulnym
barankiem. Jak możecie zauważyć, nie jestem fanką Katarzyny.
Co
do samego wątku romantycznego to… naprawdę się pojawił? Było tu coś takiego?
Owszem, Katarzyna rozmawiała z tym miłym panem, owszem pojechała z nim do
opactwa, ale żadnych podtekstów się nie doszukałam. Tym bardziej żadnych
zawirowań serca czy myśli bohaterki! Dlatego też nie kupiłam tej miłości –
wydawała się zbyt nijaka (poza tym ten miły pan mógł wybrać sobie kogoś
lepszego, mądrzejszego). Podsumowując: Opactwo
Northanger okazało się niewypałem. Krótka historia zamiast cieszyć,
sprawiła mi wiele negatywnych emocji i przemyśleń; Katarzyna jako heroina jest
beznadziejnym przypadkiem i nie dorównuje Lizzy z Dumy i uprzedzenia. I z tego wszystkiego można wywnioskować tylko
jedno: przeczytajcie lepiej Dumę.
„Jeśli chce się pozyskać czyjeś uczucia, należy być ignorantem.”
Ta książka to parodia, dlatego Katarzyna jest jaka jest; głupia i irytująca. I ma faceta, na którego nie zasługuje. Ale cóż, trzeba przyznać, że pan Tilney jest jedną z lepszych męskich postaci. Poza tym, pod względem parodii książka jest dobra.
OdpowiedzUsuńHeh, jakoś nie mogę się zabrać za ksiązki tej autorki :]
OdpowiedzUsuńHeroina zawsze kojarzy mi się jako tępa bohaterka romansów anime, bo tylko w recenzjach mang i anime się z tym określeniem spotykam... :P A mam podobne doświadczenia z powieściami Austen. Duma i uprzedzenie to cudo, które czytałam już dwa razy(a to coś, bo pierwszy raz czytałam w zeszłym), będę często do tej powieści wracać. Tę mam na półce, w tym samym wydaniu, którego teraz lekko się obawiam :( Zobaczę jak ja ją odbiorę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.