Konstanty
Willemann, warszawiak, lecz syn niemieckiego arystokraty i spolszczonej
Ślązaczki, niewiele robi sobie z patriotycznych haseł i tradycji uświęconej
krwią bohaterskich żołnierzy. Jest cynikiem, łajdakiem i bon-vivantem.
Niewiernym mężem i złym ojcem.
Konstanty niechętnie bierze udział w kampanii wrześniowej, a po jej klęsce również wbrew sobie zostaje członkiem tajnej organizacji. Nie chce być Polakiem, nie chce być Niemcem. Pragnie jedynie zdobyć kolejną buteleczkę morfiny i żyć swoim dawnym życiem bywalca i kobieciarza.
Przed historią jednak uciec się nie da.
Konstanty niechętnie bierze udział w kampanii wrześniowej, a po jej klęsce również wbrew sobie zostaje członkiem tajnej organizacji. Nie chce być Polakiem, nie chce być Niemcem. Pragnie jedynie zdobyć kolejną buteleczkę morfiny i żyć swoim dawnym życiem bywalca i kobieciarza.
Przed historią jednak uciec się nie da.
Komentarz: „Jestem Konstanty Willemann i to nieważne, co lubię, a czego nie lubię. Ważne, że jestem.”
Przy
Iwanie Turgieniewie i jego Ojcach i
dzieciach wspominałam co nieco o bohaterach rozbitych wewnętrznie oraz
szukających swojej tożsamości. A to przez urodzenie się między dwoma skrajnymi
poglądowo epokami lub przez wychowanie, przemyślenia, próby stania się kimś
innym niż się czuje – wszystko to sprowadzało się do pytań typu: Kim tak
naprawdę jestem? W Morfinie ponawiamy
poszukiwanie odpowiedzi, tylko że tym razem bohater znajduje się w jeszcze
gorszym rozbiciu, ponieważ jako pół Polak, pół Niemiec zmaga się ze swoimi
korzeniami w czasach, kiedy rozpoczęła się II wojna światowa i nie wie po
której stronie powinien stanąć…
Oczywiście,
to nie jest to o czym myślicie. Nie jest to typowa, skomplikowana książka
historyczna z jakimś głębokim, narodowym przekazem, tylko zwyczajna historia o
zagubionym w życiu człowieku. Owszem są różne wzmianki bitewne, wtrącenia o
walkach z Niemcami, polityczne zmagania, działania dywersyjne i TA wielka,
tajna misja Konstantego w którą zostaje wplątany nie z własnych chęci. To
wszystko jest splotem akcji, dynamicznym biegiem wydarzeń, które kręcą się
wokół bohatera, dlatego można odetchnąć z ulgą, bo nie mamy przedstawionych
suchych faktów. Nie jest też tak, że mamy jakąś chwalebną historyjkę o obronie
Polski albo o potępianiu strony niemieckiej, litowaniu się nad Żydami i
robieniu z Polaków męczenników. Nie. Morfina
jest powieścią egoistyczną, bo liczy się tylko Kostek, jego przeżycia, jego
rozbicie i jego myśli. A jego stosunek do tamtych czasów może wydać się dosyć
skandaliczny i kontrowersyjny. Dlaczego? Ponieważ nie zależy mu na niczym,
prócz działań dla własnego dobra. Z tej przyczyny Kostek może udawać Niemca,
kiedy jest mu to potrzebne… może myśleć i płakać nad Polską, żeby rozgrzeszyć
własne sumienie… może patrzeć na Żydów albo z politowaniem albo ze zniewagą…
Wszystko zależy od sytuacji w której nasz biedny bohater się znajdzie.
„Na tym polegało bycie ułanem: pić, ale się nie upić. Chlać, ale nie rzygać. Dupczyć, ale się nie żenić. Bić się, ale nie przegrywać. Umierać, ale wygrywać.”
Sama
się sobie dziwię, ale… było i jest mi nadal bardzo szkoda tego biednego,
tragicznego człowieka. To współczucie, które rosło we mnie, gdy dowiadywałam
się coraz więcej na jego temat i poznawałam jego chaotyczne myśli, zrobiło się
tak krytyczne, że nie mogłam znienawidzić go pod żadnym względem – nawet jak
czynił zło, nawet jak zachowywał się jak idiota – nie potrafiłam się na niego
złościć, bo cały czas przepełniał mnie do niego żal. Konstanty smutne miał
życie od samego początku. Problemy z własnym pochodzeniem, które powodowało
często wrogość u innych; kłopoty z matką, która nie potrafiła kochać, wychowała
go prawie że na swoje podobieństwo i miała wpływ na jego zwichrowaną psychikę,
do tego dochodzi brak ojca w domu, będący dla niego niegdyś wzorem; współczesne
zmagania z kobietami – prostytutką Salome, swoją czysto patriotyczną żoną oraz
pierwszą kochanką Idą; widzenie siebie we własnym synu i próba zmienienia losu;
i to nieszczęsne rozdarcie pomiędzy tym co powinno się zrobić a tym co chce się
zrobić. Każdy z tych elementów buduje Kostka, a równocześnie niszczy go od
środka i to jest strasznie smutne, kiedy on bije się z własnymi myślami, bo
nawet nie wie kim tak naprawdę jest.
„Czy ja się kiedyś zakochałem? To ważne i nieważne jednocześnie. Ważne. Bo to jest właśnie substancja życia. Z tego się składa, z porywów serca i z drgań lędźwi. A nieważne, bo życie jest nieważnym, w ogóle.”
Moim
ulubionym zabiegiem przeprowadzonym w Morfinie
jest przede wszystkim narracja. Co jest w niej takiego wyjątkowego? Otóż, mamy
z pierwszej osoby spostrzeżenia i ciąg myśli Konstantego, które są bardzo
dynamiczne oraz świadome. A fenomenem jest narracyjność drugo osobowa, gdzie do
samego zakończenia nie jest pewne kto albo co ją prowadzi. Nie spotkałam nigdy
tak rewelacyjnej i lekkiej narracji 2-osobowej, a dodatkowo wielkim
zaskoczeniem było odkrycie kto/co kierowało słowa wprost do Kostka. Innym
elementem, który został fantastycznie pokazany to spostrzeganie kobiet, erotyczność
oraz wiążąca się z tym głębsza symbolika. Każda bohaterka wyróżnia się charakterem,
zachowaniem i przede wszystkim wywołują w czytelniku negatywne emocje – może przez
to jak je opisuje Kostek? Niechęć wzbudzały we mnie wszystkie pięć pań: matka,
Ida, Helena (żona), Salome oraz Dzidzia. Uch, jaka Dzidzia była wkurzająca! I
nawet ze świadomością, że ona w jakiś sposób mogła pomóc Konstantemu, nie
wywołuje we mnie przyjaznych odczuć. Co do zakończenia to było z jednej strony
zaskakujące, ale z drugiej można się było tego spodziewać. Nie widziałam innej
możliwości.
No
dobra, ale o co chodzi z tytułową morfiną, oprócz tego, że Kostek jest od niej
uzależniony? Czytając recenzje innych, widziałam, że jedni sugerowali, że
książka sama w sobie jest jak morfina i tak samo uzależnia. Ale czy się z tym
zgodzę? Owszem, jest urok w tej całej pisaninie i historii, ale prawdą jest
także to, że są momenty w których czytelnik się męczy (szczególnie ostatnie 200
stron to udręka), lecz czy to nie świadczy o tym, że jednak działa jak
narkotyk? W końcu mamy fazę szczęścia i fazę nienawiści do książki. Wciąga i
męczy. Jak uzależnienie. Poza tym wysnułam dość rzetelną uwagę, że to wszystko,
co przeżywa Kostek jest spowodowane odstawieniem morfiny – w wielu momentach
facet świruje i nie ma pewności czy widzi i doświadcza wszystkiego naprawdę, a
jak wiemy odstawienie narkotyku ma takie skutki. Dlatego nie mogę skłamać i napisać:
Ta powieść to gówno. Nie. Ta powieść to geniusz w czystej postaci i polecam ją
wszystkim dojrzałym książkoholikom.
„Obcy ludzie nie powinni się zabijać, zabijać się powinni tylko bliscy, tylko bliscy zabijać będą z czułością, okrucieństwo jest pewnego rodzaju czułością, okrucieństwo jest bardzo ludzkie, tylko zwierzęta zabijają się tak, żeby nie cierpiały(...).”
Zupełnie nie w moim typie. Hm, czyżby w takim razie Kostek był seksistą, skoro każda bohaterka wydaje się irytująca? :D
OdpowiedzUsuńHmm... Czy był seksistą...? Nie, on bardzo szanował znane sobie kobiety, szczególnie swoją matkę. Jeśli miałabym to głębiej interpretować, to on chyba podświadomie bał się kobiet. Ich potęgi. Tego co mogą zrobić z mężczyzną.
UsuńOgólnie książka bardzo wyjątkowa i a nuż widelec ci się spodoba :3
Słyszałam już co nieco o tej książce i chętnie bym ją przeczytała, chociaż wydaje się być dość przytłaczająca.
OdpowiedzUsuńPóki nie spróbujesz, nie zobaczysz ;)
UsuńDobrze się ją czyta i tak, trochę przytłacza, ale w ogólnym rozrachunku cieszę się, że przeczytałam :3