
Majka – młoda, radosna dziewczyna, na początku studiów poznaje Edwarda – mężczyznę, który na każdym kroku okazuje jej swą miłość i uwielbienie. Wkrótce biorą ślub – i nagle wszystko się zmienia.
Mąż pokazuje swe prawdziwe oblicze – okrutnego i bezwzględnego psychopaty. Zazdrosnego w nieracjonalny sposób człowieka, który traktuje żonę jak swoją własność. Dla otoczenia Edward jest czarującym kochanym mężem; gdy zostają sami, zmienia się w wyrafinowanego sadystę. Po trzynastu latach męczarni Majka decyduje się odmienić swój los – walczyć o własną godność, spokój dzieci, prawo do szczęśliwego życia. Szybko się jednak przekonuje, jak trudna to będzie walka.
Komentarz:
„Kto lekceważy ostrzeżenia losu, niech później na niego
nie narzeka! I ma do siebie, najbardziej do siebie, pretensje.”
Sama
jestem zaskoczona swoim wyborem, bo najzwyczajniej w świecie nie czytam takich książek.
Ni to obyczajówki, ni to psychologiczne czytadła. Nie czytam, ale jakoś za Żonę psychopaty złapałam. Czy to z
ciekawości o przedstawieniu psychola, czy to po prostu do słabości imienia
Edward – wypożyczyłam, trochę się przemęczyłam i skończyłam. Wyszło jak wyszło,
ale nie żałuję.
Zacznę
od tego, co mi się podobało: po pierwsze ukazanie czasów PRL-owskich. Tak, o
dziwo coś takiego przypadło mi do gustu, ponieważ jakoś nigdy nie trafiłam na
fikcyjną historię rozgrywającą się w tamtych czasach. Zawsze były wymyślone
światy albo prawdziwe miejsca usytuowane w teraźniejszości, bądź przyszłości.
No dobra, miasta z przeszłości też się przewijały, ale nigdy nie było PRL.
Dlatego spasowały mi opisy autorki o staniu w kolejkach, realiach pracy, doborze
mieszkań oraz innych trudnościach, tym bardziej że ukazywała to jako zwykłą codzienność,
przewijającą się w tle. Po drugie kreacja psychopaty – był tak spaczony, tak
zły, przebiegły, nieświadomy swojego niemoralnego spaczenia, że z jednej strony
uwielbiam go, a z drugiej nienawidzę, bo to straszny sadysta, niepasujący do
tej zwykłej rzeczywistości. Po trzecie styl pisania jest bardzo lekki i
przyjemny w czytaniu; książka szybko mi zleciała. Po czwarte naprzemienne pokazywanie
w rozdziałach przeszłości i teraźniejszości. Jednakże uważam ten zabieg po
części za dobry, ponieważ można było mieć wgląd w myśli starszej Majki oraz
było to chwilą oddechu pomiędzy ciężkimi przeszłymi przeżyciami, ale jest to
także po części słabe, bo te teraźniejsze wstawki wiały nudą i nie wnosiły niczego
znaczącego do wydarzeń.
„Patrzy na niego. Całe zło, które miałeś w sobie, zostało przerzucone na mnie. Jesteś w środku pusty. Nie czujesz zła, nie czujesz dobra, nie czujesz nic. To ja byłam w piekle, ty nie masz pojęcia, co to piekło. Nie wiesz o sobie nic, a ja o tobie wiem wszystko.”
Przechodząc teraz do słabości Żony psychopaty, to na pierwszy ogień
idzie główna bohaterka. Majka… Ech… Bohaterka typu: niewinna, szara myszka,
fajtłapa, nie potrafiąca niczego zrobić i postawić na swoim. Kiedy Edward
pokazuje prawdziwą twarz, to ona zamiast dać mu w papę albo pójść w długą, woli
zostać i przeczekać, bo może Edziu się zmieni.
Idiotka jakich mało! Zamiast prosić o wsparcie rodzinę i przyjaciół, postanawia
milczeć, bo ona wytrzyma, da radę, w
końcu wie kiedy mężuś ma dobre dni, a kiedy złe. No, ja nie mogę! Kobieto,
mąż cię bije, upokarza, znęca psychicznie, a ty mimo wszystko postanawiasz zostać,
bo niby jesteś taka twarda i chcesz mu pokazać
że na ciebie nie działają jego ataki. Uch! Ogarnij się, działają. A to
wszystko jest naprawdę twoją winą, bo nic nie robisz. Nienawidziłam Majki za
każdą złą decyzję, jaką podejmowała, za to że nie potrafiła powiedzieć: Nie! i
cały czas czekała, aż ktoś ją uratuje – jakby sama nie mogła. Miała tyle
możliwości! Nie współczułam jej. Była tak głupia, że miałam ją głęboko gdzieś.
Do worka mojej wrogości dochodzą także postaci drugoplanowe, które również nie
interesowały się problemami Majki – bardzo fajne przyjaciółki, bardzo fajna
matka, a dzieci! dzieci to już w ogóle przebiły wszystkich! A jeśli chodzi o
techniczne sprawy, to tylko te rozdziały teraźniejsze wiały nudą i tandetą.
Żona
psychopaty jako powieść psychologiczna sprawdza się doskonale –
pokazuje stan psychiczny ofiary, działania psychola oraz ogólnie cały ten
klimat osaczenia, strachu i nienawiści wyszedł bardzo dobrze, a nawet mogę
rzec: wiarygodnie i realistycznie. Ten ogromny minus związany ze słabą
bohaterką mógłby działać na niekorzyść, ale… właśnie oto chodziło. Autorka
chciała taką zwyczajną heroinę, która będzie się zachowywać tak, a nie inaczej,
by przedstawić taką historię i wzbudzić takie emocje: poruszenie, gniew,
sprzeciw. Nie wiem, czy ta książka pomoże osobom, które cierpią na podobny
problem, ale taki prawdopodobnie był zamysł. Nie żałuję, że przeczytałam, ale
gdyby styl pisania nie był taki lekki, to na pewno odpadłabym w połowie.
Polecam osobom zainteresowanym psychologicznymi powieściami oraz psychopatami,
których można spotkać na co dzień, a nie będzie się miało o tym pojęcia.
„Już wszystko wypłakałaś, teraz ciesz się teraźniejszością, a czeka cię jeszcze piękniejsza przyszłość. Nie pozwól, by coś, czego już nie ma, wciąż sprawowało nad tobą władzę.”
mnie trafiłby szlag z taką bohaterką, bo sama pewnie stawiam warunki, stawiam na swoje i nie daje sobą pomiatać :D
OdpowiedzUsuńWróciłam, to znaczy maturkę mam jeszcze jedną przed sobą, ale odwiedzam blogi znajomych :D Temat mógłby być naprawdę, naprawdę dobrze wykorzystany, ale nie wiem, czy zniosłabym główną bohaterkę, bo takich nie znoszę. Psychopaci mnie ciekawią, ich natura, umysł, lubię seriale z tym motywem, czy anime. ;) Ale tu raczej odpuszczę. Czasy PRL jakoś też nie przyciągają. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.