W książce
Stanisław Lem podejmuje jeden z najpopularniejszych tematów literatury
fantastycznej - czyli kontaktu, z obcą cywilizacją, odmienną formą życia,
i nieznanym. I to właśnie dlatego Solaris
wciąż fascynuje.
Komentarz:
„Człowiek wyruszył na spotkanie innych światów, innych
cywilizacji, nie poznawszy do końca własnych zakamarków, ślepych dróg, studni,
zabarykadowanych, ciemnych drzwi.”
Lem to zło. W ogóle
go nie rozumiem. Nie chcę go zrozumieć. Pisze fatalnie. Pisze niezrozumiale.
Nie będę go czytać. Bunt i nie czytam Lema! – Dokładnie tak wyglądało moje nastawienie od gimnazjum
do naszego sławnego polskiego pisarza, a wszystko przez fragment Solaris w podręczniku z polskiego, który
tak mnie zraził, tak mnie ogłupił, że stwierdziłam: nigdy za książki Lema nie
chwycę. Tylko jak zwykle wyszło inaczej:
bo grupa wybrała, bo egzamin będzie, bo Solaris
trzeba przeczytać, bo będzie dwója, bo nie zdam. I muszę tego Solarisa przemęczyć. I muszę z moim
buntem skończyć. Bo siła wyższa tak chciała. No i przeczytałam. I wstydzę się srodze.
A
wstydzę się, ponieważ naprawdę uwielbiam takie tematycznie książki – kosmos,
science-fiction, problemy filozoficzne, i coś głębokiego w przekazie. To jest
coś dla mnie i aż gorzko mi się robi, kiedy pomyślę, że mogłam tak łatwo przekreślić
pisarza przez moje głupie uprzedzenia z czasów, gdy moje gusta czytelnicze
dopiero dojrzewały. Lem to jednak COŚ. Taki cosiek, który bardzo mi zaimponował
swoją wyobraźnią. Zaczynająca od stylu pisania, to przez pierwsze strony trzeba
się uzbroić w cierpliwość, ponieważ i sytuacja na stacji kosmicznej i język
lemowski są trudne do przyswojenia. Trzeba trochę czasu, trochę stron, żeby
czytelnik się przyzwyczaił i mógł później swobodniej przepływać przez powieść.
Ci, co lubią takie pseudonaukowe słownictwo, to bez problemu polubią styl
autora. Zaś kłopoty będą mieli ci, którzy nie stykali się ze science-fiction
albo tacy co nie przepadają za takim gatunkiem. Niektóre fragmenty książki,
szczególnie te dotyczące akcji, czyta się dosyć zgrabnie, jednak są też takie –
jak przemyślenia głównego bohatera – które potrzebują więcej czasu, by móc je w
większości zrozumieć. Ja i tak mam poczucie, jakbym jedną dziesiątą treści
całkowicie przeoczyła.
„Wcale nie chcemy zdobywać kosmosu, chcemy tylko rozszerzyć Ziemię do jego granic. Jedne planety mają być pustynne jak Sahara, inne lodowate jak biegun albo tropikalne jak dżungla brazylijska. Jesteśmy humanitarni i szlachetni, nie chcemy podbijać innych ras, chcemy tylko przekazać im nasze wartości i w zamian przejąć ich dziedzictwo. Mamy się za rycerzy świętego Kontaktu. To drugi fałsz. Nie szukamy nikogo oprócz ludzi. Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster. Nie wiemy, co począć z innymi światami. Wystarczy ten jeden, a już się nim dławimy.”
Jeśli
chodzi o fabułę to pierwsze rozdziały w pełni zawładnęły moją wyobraźnią i
ciekawością – nasz drogi bohater Kris przylatuje na planetę Solaris do stacji
badawczej, gdzie niespodziewanie dowiaduje się, że jeden z trzech naukowców nie
żyje, a pozostali dwoje świrują z niewyjaśnionego powodu. Na domiar złego on
sam zaczyna widzieć rzeczy, które niekoniecznie są wytworem jego wyobraźni… Tak
wygląda wstęp i… jak tu się nie wciągnąć w taką historię? Do samego końca nic
nie jest pewne, bo przez cały czas balansujemy z Krisem na granicy jawy i snu.
Nie wiemy czy to wszystko mu się śni, czy to sobie wyobraża, czy oszalał, czy
naprawdę NAPRAWDĘ! się to dzieje. Oczywiście, on szuka wyjaśnień w starych
raportach dotyczących tej niesamowicie niezwykłej planety i dzięki tym raportom
czy pracom naukowym możemy dowiedzieć się wielu rzeczy, ale to nie zmienia
faktu, że nie ma wytłumaczenia na zjawiska zachodzące na stacji. Coś tam domyśleć
się można, coś tam pokombinować, wysnuć jakieś teorie, ale odpowiedzi
rzetelnych do końca nie dostaniemy. Poza tym wiele jest tutaj niedopowiedzeń,
co bardzo przypomina mi książki Murakamiego, bo oprócz niepewności związanej z
głównymi wydarzeniami, wciąż nie wiemy prawie nic o tej dwójce naukowców, czy o
tym jak się kończą losy Krisa. Jest to bardzo zagadkowa oraz tajemnicza powieść
i zapewne nawet po wielokrotnym przeczytaniu, nie będzie się dało odkryć
wszystkich szczegółów.
Do
tego pierwszy raz spotkałam się w literaturze z taką formą kosmicznej istoty –
żadne zielone ludki, żadne ludziopodobne stworki, ani inne zachowujące się logicznie,
celowo kreatury. Tym razem mamy coś o kształcie bezkształtnym, chociaż określa się
to mianem: oceanu i nie wiadomo czy jest to istota myśląca, czująca, czy w
ogóle jest organizmem. Ale coś robi. Jakoś działa, tylko nikt z bohaterów nie
wie w jakim celu to wszystko. I strasznie to wszystkich męczy, ponieważ nie ma
możliwości by się z tym oceanem skontaktować.
Dlatego ten wątek wydaje mi się bardzo oryginalny i wybijający się na tle
innych kosmitopodobnych książek, bo nie mamy uczłowieczonego obcego, który
myśli jak człowiek, tylko prawdziwego kosmitę, którego nie można zrozumieć, ani
wyjaśnić jego istoty.
Solaris jest naprawdę dobrą i fascynującą
książką. Głównego bohatera da się polubić, choć dla mnie pozostawał obojętny –
jedynie peszyło mnie moje wyobrażenia Krisa jako George Clooneya (zobaczyłam,
że jest amerykańska ekranizacja Solaris
i gra tam Georgie…). Inne postaci drażniły, lecz z chęcią dowiedziałabym się o
nich więcej. Co do wątku romantycznego, który ma i nie ma znaczenia, to jakoś
go zdzierżyłam, chociaż nie podobał mi się. A ogólnie sam pomysł na fabułę –
zachwycający! I ten motyw związany z Bogiem – cudo! Zwracam wszelkie honory
Lemowi i polecam!
„Samo istnienie myślącego kolosa nigdy już nie da ludziom spokoju. Choćby przemierzali galaktyki, choćby związali się z innymi cywilizacjami podobnych do nas istot, Solaris będzie wiecznym wyzwaniem, rzuconym człowiekowi.”
Co prawda mnie żadne uprzedzenia do Lema nie ograniczały, ale i tak jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do jego twórczości. Przynajmniej do tej pory, bo ostatecznie chyba jednak rozejrzę się za "Solaris". ;)
OdpowiedzUsuńRozejrzyj, rozejrzyj :3 Bardzo ciekawa książka ;)
Usuń