
Colin
Singleton gustuje wyłącznie w dziewczętach o imieniu Katherine. A te zawsze go
rzucają. Gwoli ścisłości, stało się tak już dziewiętnaście razy. Ten
uwielbiający anagramy, zmęczony życiem cudowny dzieciak wyrusza w podróż po
Ameryce ze swoim najlepszym przyjacielem Hassanem, wielbicielem reality show
Sędzia Judy. Chłopcy mają w kieszeni dziesięć tysięcy dolarów, goni ich
krwiożercza dzika świnia, ale za to nie towarzyszy im ani jedna Katherine.
Colin rozpoczyna pracę nad Teorematem o Zasadzie Przewidywalności Katherine, za
pomocą którego ma nadzieję przepowiedzieć przyszłość każdego związku, pomścić
Porzuconych tego świata i w końcu zdobyć tę jedyną. Miłość, przyjaźń oraz
martwy austro-węgierski arcyksiążę składają się na prawdziwie wybuchową
mieszankę w tej przezabawnej, wielowarstwowej powieści o poszukiwaniu samego
siebie.
Komentarz: ,,Lubił książki, ponieważ uwielbiał sam akt czytania, magię przemieniającą linie na papierze w słowa w jego głowie.”
Ostatnio
na wielu – jak nie na wszystkich – blogach które odwiedzam widywałam same
negatywne opinie na temat 19 razy
Katherine. A skoro jestem osobą niemiłosiernie upartą, której twórczość Greena
przypada mi w pełni do gustu, to musiałam przekonać się na swojej skórze jaka
jest ta książka. Dlatego wypożyczyłam z biblioteki. Przeczytałam. Przetrawiłam
i … Ludzie! Żyję!
Już na
wstępie powiem, że opinia będzie pozytywna, ale nie wychodzi to z przekonania Skoro inni mówią tak, to ja zrobię inaczej,
tylko kolejna powieść Greena naprawdę mi się spodobała. Owszem, nie była tak
mocna i ambitna jak Gwiazd naszych wina
(chyba już żadna taka nie będzie), ale miała to, co powinna mieć książka spod
pióra tego właśnie autora, czyli: głębokie wartości i oryginalność.
,,Colin Singleton zdiagnozował swój życiowy problem: krótkowzroczność. Był krótkowzroczny. Przyszłość leżała przed nim – nieuchronna, a jednocześnie niedostrzegalna.”
19 razy Katherine opowiada historię o cudownym
dziecku jakim był Colin Singleton i jego niezwykłej przypadłości do pałania
miłością do dziewczyn o imieniu Katherine. I choć zawsze każda z nim zrywała,
to chłopak nie poddawał się i dalej brnął w bagno jakim były Katheriny. Po
dziewiętnastym zerwaniu postanowił okazać swój sprzeciw światu, poprzez stworzenie
wzoru matematycznego, dzięki któremu zdoła przewidzieć czy zostanie Porzuconym
czy to on będzie Porzucającym. I tak właśnie, wyrusza ze swoim przyjacielem,
Hassanem, w podróż po Stanach Zjednoczonych w poszukiwaniu odpowiedzi. Tylko że
nie spodziewa się, że odpowiedzi tak znacząco wpłyną na jego życie.
,, - No więc na czym dokładnie polega problem?
- Problem polega dokładnie na tym, że mnie rzuciła. Że jestem samotny. O Boże, znów jestem samotny! A poza tym przegrałem życie, gdybyś nie zauważył. Jestem skończony. Jestem tylko byłym! Byłym chłopakiem Katherine XIX. Byłym cudownym dzieckiem. Byłym potencjalnym geniuszem. Aktualnym bezwartościowym zerem.”
Matematyka.
To jedno słowo przeraża większość ludzi i można by powiedzieć, że działa jak
krzyż na Antychrysta. W tej książce jest niezbyt wiele pojęć matematycznych, a
jak już się pojawiają to są w tak prosty sposób napisane, że każdy uważny
czytelnik zrozumie. Dlatego: nie ma się czego bać! No dobrze, przyznam, że raz
zdarzyło mi się, że czytając gdzieś na początku fragment o wykresach poczułam się
lekko zagubiona, lecz to wszystko da się rozgryźć. Słowo byłej harcerki!
,,Miłość można wyrazić wykresem!”
Do tego
mamy na końcu książki taki ciekawy Aneks (tak to się chyba nazywało…), który
gwarantuje nam świetną matematyczną zabawę. Ha, ha, ha… (żałosny śmiech).
Mówiąc poważnie, to ten dodatek w bardzo prosty sposób wyjaśnia nam dokładnie
wszelkie zawiłości dotyczące wzoru na
Porzucanych i Porzucających, dzięki czemu możemy sami go wykorzystać. Ciekawe,
prawda?
,,Colin wierzył, że na świecie istnieją dwa rodzaje ludzi: Porzucający i Porzucani. Wiele osób uważa się za reprezentantów obu kategorii naraz, ale mylą się: człowiek ma predyspozycje albo do jednego losu, albo do drugiego. Porzucający nie zawsze muszą łamać serca, a Porzucani nie zawsze muszą mieć serca złamane.”
Jeśli
chodzi o samego bohatera, to będzie o nim trochę dużo (ani za mało ani za
dużo). Na początek trzeba powiedzieć, że autor nadał mu jedną znaczącą cechę
którą miał Augustus Waters w Gwiazd
naszych wina, jest to między innymi pragnienie bycia zapamiętanym. Colin
jako cudowne dziecko, ale nie geniusz, już od dziecięcych lat wyznaczał się ponadprzeciętną
inteligencją. Uwielbiał się uczyć, spędzać czas z książkami i zapamiętywać rzeczy,
które dla innych wydają się nic nieznaczące. Tylko że to wszystko nie dawało mu
spełnienia. Pragnął coś stworzyć. Coś co sprawi, że zostanie sławny i
zapamiętany przez następne pokolenia.
Cóż…
Pech chciał, że trafiło na wykres Porzucanych i Porzucających.
,,Chcę tylko osiągnąć coś, co się będzie liczyło. Być kimś, kto się liczy. Mieć jakieś znaczenie.”
Bardzo
mi się spodobały fragmenty, gdzie Colin rzucał jakimiś dziwnymi ciekawostkami,
tworzył z różnych słów i zdań anagramy, a do tego jego tok myślowy przechodził przez
różne tematy. Zachwycałam się również jego szeroką znajomością języków, zwłaszcza
wtedy, kiedy wykorzystywał ją z Hassanem do strojenia żartów z ludzi.
Podsumowując, Colina nie da się nie lubić. Jak każda główna postać w książkach
Greena, pozostawiał po sobie pozytywne wrażenia, a jego niebanalny tok
rozumowania i rozśmieszał i dawał do myślenia.
Bohaterowie
poboczni jak zwykle obdarowywali czytelników śmiechem i byli jak najbardziej
realistyczni. Jednakże trzeba przyznać, że troszkę irytowało mnie to typowo
amerykańskie pokazanie niektórych sytuacji lub zachowań postaci. Wątek miłosny
nie powalił mnie na kolana, ale też nie był obojętny. Był ciekawy, ironiczny i
zaskakujący w niewielkim stopniu.
,,Można kochać kogoś tak bardzo, ale nigdy nikogo nie kocha się tak bardzo, jak bardzo się za nim tęskni.”
Dużo
myślałam nad tym, dlaczego 19 razy
Katherine wydaje się gorsza od swoich poprzedniczek i przez moją głowę
przechodziły myśli typu: jest tam matematyka, jest dużo pokomplikowanych
dialogów, nie ma dynamicznej akcji, dużo rozważań… Ale szczerze mówiąc ja tego w
ogóle nie odbieram jako wady. Sądzę, że to może wynikać z czegoś innego. Wszyscy
zanim przeczytali 19 razy Katherine sięgnęli
po Gwiazd naszych wina, która była
niesamowitą książką. I zapewne założyli, że autor z każdą kolejną
powieścią będzie przebijał lub dorównywał poziomem GNW. Czytelnicy oczekiwali,
że będą równie nadzwyczajne. Ale oczekiwania nie zawsze są dobre.
Gdyby
tak postawić pomiędzy 19 razy Katherine
a Gwiazd naszych wina mur, to każdy
powinien wtedy zauważyć, że pierwsza książka też jest ambitna. Również sięga do
głębszych przemyśleń, zastanawia się nad sensem życia, nad miłością,
przyjaźnią; pokazuje uroki duszy człowieka! Nie powinniśmy przyrównywać książek
do arcydzieł, bo wtedy na pewno okażą się gorsze, a w rzeczywistości, dzięki
nim możemy równie wiele się nauczyć i co najważniejsze dobrze bawić.
,,Nieskończenie mała zmiana. I nieskończenie mała zmiana rozprzestrzenia się dalej – jeszcze mniejsza, ale wieczna. Zostanę zapomniany, lecz historie przetrwają. W ten sposób wszyscy mamy jakieś znaczenie – może niewielki, ale i tak większe niż żadne.”
Dobra,
to tyle z moich skromnych rozmyślań. Jedynie
na koniec mogę jeszcze dodać, że przypisy autora były rozbrajające, a narracja
trzecioosobowa, która została po raz pierwszy zastosowana w książce Greena, nie
była tak tragiczna, tylko pokazywała słabiej emocje bohaterów. Ogólnie
to cud miód! Książkę szybko się czyta i mnie jak najbardziej nie zawiodła.
,,Książki to notoryczni Porzucani: gdy je odkładasz, mogą na ciebie czekać wiecznie, a gdy poświęcasz im uwagę, zawsze odwzajemniają twoją miłość.”
Mi 19xK również się podobała - nawet bardziej niż ''Papierowe Miasta''! :D
OdpowiedzUsuńW tym tygodniu dostałam przesyłkę z tą książką. Już nie mogę się doczekać lektury, jestem przekonana, że mi również się spodoba :)
OdpowiedzUsuńwww.bookyourself.pl
Kiedyś wezmę się za książki Greena, ale nie wiem jeszcze kiedy... poczekam, aż trochę szał na niego ucichnie.
OdpowiedzUsuńKiedyś być może uda mi się przeczytać :)
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że nie jestem osamotniona w swojej opinii o tej książce (na szczęście nie wszyscy mają o niej niepochlebne zdanie, miałam już okazję przeczytać kilka pozytywnych recenzji). Matematyka nie jest taka zła, poza tym bardzo lubię różnego typu ciekawostki, całość czytało się naprawdę przyjemnie. I jak dotąd to nadal "Papierowe miasta" wywarły na mnie najsłabsze wrażenie. ;)
OdpowiedzUsuńJak narazie czytałam dwie pozycję tego autora, a z tą jeszcze nie miałam okazji bliższej się spotkać :c może niedługo :)
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam, zwariowana książkoholiczka
John Green jest autorem, którego książki interesują mnie już od dłuższego czasu. Najpierw pewnie przeczytam powieść przez Ciebie recenzowaną, żeby GWN było dla mnie miłym zaskoczeniem ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji przeczytać tej książki, ale chętnie to zrobię. Od tego aurora czytałam tylko "Gwiazd naszych wina" i muszę zapoznać się z innymi jego książkami :)
OdpowiedzUsuńHmm jak dla mnie to ta książka odrobinę dziwna jest xD GNW była najbardziej normalna moim zdaniem. No, ale no. Są gusta i guściki. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Niestety, ale kompletnie nie ciągnie mnie akurat do tej ksiażki Greena, ale mam za sobą "Gwiazd naszych win" i planuje przeczytać "Szukając Alaski". Do recenzowanej przez Ciebie dzisiaj pozycji mnie nie ciagnie.
OdpowiedzUsuń+ Miło mi Ciebie poinformować o tym, że Cię obserwuję :)
Nie czytałam jeszcze żadnej książki Greena, ale swoją przygodę z nim zacznę chyba od "Szukając Alaski" (tę mam w domu). Co do "19 razy Katherine"... spotkałam się na blogach z wieloma opiniami, sporo z nich było krytycznych, jednak kiedy czytam opis okładkowy wydaje mi się, że tekst powinien mi się spodobać. Nie jestem naznaczona "piętnem" "Gwiazd naszych wina", więc może, może... ;)
OdpowiedzUsuń