TOM I
WŁADCY AVALONU
Nieśmiertelny
o sercu twardym jak kamień poświęci swój mroczny świat dla jedynej kobiety,
która potrafi mu się przeciwstawić.Lecz czy ona potrafi oprzeć się namiętności bez granic?
Kerrigan, demoniczny władca Camelotu, żył w wiecznym mroku… do dnia spotkania z
piękną Sereną. To ona obudziła w nim dawno zapomniane tęsknoty. Lecz w okrutnym
świecie Kerrigana miłość oznacza słabość, a król – choćby nieśmiertelny – który
jej ulega, traci tron… i życie. Czy dla śmiertelnej kobiety władca ciemności
odważy się spojrzeć w światło dnia?
Komentarz:
Cóż… Szału nie było.
I nawet
nie pomaga w podniesieniu oceny tej książce, świadomość, że napisała ją
Sherrilyn Kenyon – autorka cyklu o ,,Mrocznych Łowcach”, który pochłonęłam w zastraszającym
tempie i którego mogłabym czytać kilkakrotnie.
Pomimo ekscytacji
zawartej na początku powieści w notce od autorki, która próbuje nas zapewnić,
że cykl Władcy Avalonu jest tak samo dobry jak wspomniana wcześniej seria, to z
ciężkim sercem muszę powiedzieć prosto z mostu, że zawiodłam się.
,,Złość
nabiera mocy, jeśli nie zdławi się jej w odpowiednim momencie.”
Pierwsze
strony ,,Mrocznego miecza” chłonęłam strasznie pooowoli. A to z tego względu,
że opisywane wydarzenia były takie… Nie wiem jak to powiedzieć… Ale po prostu
nie czytało się tego w prosty i płynny sposób! Czułam się tak, jakby pisarka próbowała
zaczynać co akapit nowe myśli i to jakoś nie składało się w jedną całość.
Wszystko było troszkę zbyt chaotyczne! No, lecz postanowiłam dać tej książce
szansę. I co się okazało? Że wraz z rozwojem akcji, język stawał się płynniejszy
i łatwiej się przyswajało treść. Więc ta wada znikła na szczęście szybko.
Jednakże
wciąż twierdzę, że powieść nie powaliła mnie na kolana. Owszem, mamy tutaj
bardzo oryginalne spojrzenie na Camelot, rycerzy króla Artura oraz prastarą
magię. A nawet pojawia się wyjątkowo przewidywalny wątek romantyczny! Tylko, że
wciąż to wszystko wydaje mi się przeciętne.
,,Gniew
to taka wygodna emocja. Kerrigan dobrze go rozumie. Inne uczucia wprowadzają
tylko zamęt. Gniew wypiera wszystko. A bardziej delikatne emocje… czynią
człowieka bezbronnym.”
Wspominając
o fabule w szerszym aspekcie to na początku książki poznajemy Serenę – biedną
chłopkę, której głównym celem jest założenie własnego zakładu, gdzie mogłaby
przez całe życie szyć i uszczęśliwiać ludzi. Niestety jej marzenie nie spełnia się,
kiedy mistrzowie gildii stwierdzają, że tkanina, na którą wydawała każde
pieniądze, nad którą pracowała cały Boży rok, nie jest zbyt dobra. I tak, sen o
własnym zakładzie pęka jak mydlana bańka. Nieszczęśliwa Serena wracając do
swojego ,,domu” napotyka na swojej drodze dwóch rycerzy, którzy oświadczają, że
urodzi merlina(wielkiego czarodzieja) i dlatego też musi pójść z nimi. Co
zrobiłaby każda rozsądna kobieta na jej miejscu? Uciekłaby jak najdalej się da.
I tak też robi nasza bohaterka. Następnie uciekając wpada na czarnego rycerza(Kerrigana),
który po zaproponowaniu jej pomocy, zabiera ją do mrocznego Camelotu rządzącego
przez Morgenę – złą do szpiku kości babę.
,,- Czy
ty w ogóle nie masz sumienia?
- Nie,
Sereno.
- Ani
przyzwoitości?
- Zdaje
mi się, że ona nie przyjęła do wiadomości faktu, że jesteś czystym złem, królu.”
I tak
właśnie zaczyna się początek miłosnej, acz trudnej historii, gdzie mroczny
rycerz odnajduje z czasem w sobie dobro, a zwykła wieśniaczka przeobraża się z
pospolitego pionka w kogoś wyjątkowego – kogo? Nie będę spojlerować ^^
Pomysł
na książkę naprawdę nie jest zły i można odnaleźć wiele pozytywnych rzeczy, jak
na przykład humor zbliżony do ,,Mrocznych Łowców”, bo tak samo ostry i
ironiczny. Troszkę mi nie pasowało, kiedy pisarka mieszała średniowiecze ze
współczesnością, bo wtedy wracałam znowu do zdania, że wszystko staje się zbyt
chaotyczne. A! Właśnie! I jeszcze muszę wspomnieć o dość gryzącej scenie, która
jak dla mnie była w ogóle nie na miejscu. Przedstawiając ją w ten sposób: O,
nie! Nasz zamek atakują smoki i gobliny, więc zamiast obmyślić jakiś skuteczny
plan, kochajmy się! To było straaaasznie absurdalne!
Bohaterów
polubiłam jak najbardziej. Podobało mi się to miarowe przedstawienie zmian
zachodzących w Kerriganie i Serenie, a do tego przeszkody miłosne jakie musieli
wspólnie pokonywać. Zaś moją ulubioną postacią okazał się Blaise – albinos,
mandragon(czytaj: smok przybierający ludzką postać), rzucający śmiesznymi
odzywkami.
,,Przepraszam,
Sereno. Nie jestem kobietą. Szczerze mówiąc, wcale tego nie żałuję, ale przykro
mi, że nie jestem twoją matką… Chociaż, jeśli się dobrze zastanowić, też mi nie
jest przykro. W ogóle nie jest mi przykro, tylko czułem, że powinienem coś powiedzieć.”
Co
ciekawsze, to pod koniec książki znajdują się wytłumaczenia od autorki
dotyczące stworzonego przez nią świata. Dzięki nim nie gubiłam się w tych
wszystkich fantastycznych nazwach istot.
,,W
życiu nie osiągniesz niczego bez ryzyka.”
Podsumowując:
,,Miecz ciemności” dość trudno sklasyfikować. Nadal nie jestem pewna czy ma więcej
zalet czy wad i jak dla mnie jest to wciąż przeciętna powieść. Oczywiście, ma w
sobie jakąś iskierkę magii, lecz to zależy od czytelnika czy ją dostrzeże.
,,Osobiście
staram się unikać myślenia, bo najczęściej wynika z tego jakaś awantura albo
nawet katastrofa.”
Widzę po twojej recenzji, że ogółem rewelacji nie ma. Szkoda, bo liczyłam na coś znacznie lepszego, ale skoro to taki przeciętniak, to ja jednak z niego zrezygnuje.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś...
OdpowiedzUsuńHm. Strasznie się ucieszyłam, widząc Twoją recenzje tej książki :) Autorkę uwielbiam i przyznam, że spodziewałam się po niej czegoś więcej.
OdpowiedzUsuńZawsze warto spróbować :) Każdy spostrzega inaczej książki, więc może akurat tobie się spodoba seria ^^
UsuńRaczej się nie skuszę, przynajmniej na razie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Sherrilyn Kenyon. Ta książka była niesamowita, aczkolwiek "Rozkosze nocy" wywarły na mnie większe wrażenie ;)
OdpowiedzUsuńŚwięta racja, choć co do Władców Avalonu to nadal nie wiem co o tym myśleć :/
Usuń