Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

niedziela, 1 marca 2020

"Pani jeziora" Andrzej Sapkowski

TOM VII WIEDŹMIN GERALT Z RIVII
"Ciri wpatruje się w wypukły relief
przedstawiający ogromnego, łuskowatego węża.
Gad, zwinąwszy się w kształt ósemki
wgryzł się zębiskami we własny ogon.

To pradawny wąż Uroboros.

Symbolizuje nieskończoność i sam jest nieskończonością.
Jest wiecznym odchodzeniem i wiecznym powracaniem.
Jest czymś, co nie ma ani początku, ani końca.

A to, że Uroboros gryzie swój ogon,
oznacza, że koło jest zamknięte.

Ciri, córko Pavetty! Wjedź w portal,
podążaj drogą wiodącą na spotkanie przeznaczenia!
Koło się zamknęło - myśli Ciri, zamykając oczy.
"Jadę, Geralt! Nie zostawię cię samego!"

Coś się kończy, coś się zaczyna.
W każdym momencie czasu kryje się wieczność."

Ostatni tom sagi. Zwieńczenie przygód Geralta z Rivii, który towarzyszył mi od co najmniej trzech lat jak nie w wersji papierowej, tak w grze i w serialu. Lecz zanim przejdę do opinii tego pojedynczego tomu, chciałam rozliczyć się generalnie z całymi siedmioma częściami. W skrócie, żeby było jasne, co mnie bolało, a co zadowalało i jak to wpłynęło na odbiór Pani jeziora.

Rozumiem, że czytelnicy dzielą się na tych, co uwielbiają opowiadania i na tych, co całym sercem ukochali sobie sagę. Sama byłam ciekawa, po której stronie stanę, a od kiedy skończyłam Krew Elfów, przyznaję, że coraz bardziej utwierdzałam się w fakcie, że znajduję się dobitnie po stronie opowiadań. Złożyło się na to kilka czynników - Ostatnie życzenie oraz Miecz przeznaczenia zaprezentowały różnorodne perypetie Geralta, jedne słabsze, drugie ciekawsze, lecz ostatecznie oddały ten cały piękny klimat wiedźmińskiego życia. Geraltowego życia, w którym walczył z różnymi potworami i ludźmi. Pełno było w tym nieoczywistości oraz morałów. W sadze  zaś kwestia potworów staje się drugorzędna, a wiedźmińska robota najzwyczajniej w świecie przestaje mieć znaczenie. Liczy się Ciri. Gonienie za Ciri, chronienie Ciri, szukanie Ciri, dojrzewanie fizyczne i emocjonalne Ciri, Ciri w tarapatach, no po prostu Ciri. I tyle dobrze, że dziewczyna wydaje się sympatyczna, bo jeśli ktoś będzie miał ją dość od samego początku, to cóż... czarno widzę czytanie dalszych tomów.

Jeśli zaś chodzi o moje spostrzeżenia dotyczące sagi, to podsumowałabym ją czterema słowami: podróżowanie i szukanie Ciri. Od Chrztu ognia Geralt szamocze się między punktem A a punktem B, po drodze zgarniając świetnych towarzyszy i wraz z nimi dalej podróżuje, co rusz napotykając jakieś problemiki, o których pod koniec sagi tak właściwie się zapomina, bo za bardzo nie mają znaczenia. Owszem, jest czar w tych tułaczkach, ponieważ widać trud wkładany w poszukiwania i zrządzenia losu utrudniające lub ułatwiające tę przygodę. Owszem, sytuacja wojenna również jest ważna, podobnie zmiany zachodzące w bohaterach przez zebrane doświadczenia. Jednak to nadal jest jedynie podróż z punktu A do punktu B, by znaleźć Ciri. W ogólnym rozrachunku nie odbieram tego jako coś ekscytującego. Czytało się ciekawie, lecz bez większych emocji. I tak to trwało, aż do Pani jeziora, która dalej ciągła wędrówkę, ale przynajmniej doprowadziła ją do końca.

Jako osobny twór uważam Panią jeziora za błyskotliwą, emocjonalną, zaskakującą i świetnie zakończoną powieść. Ponowne spotkanie trójki głównych bohaterów, rozwiązanie sprawy z towarzyszami Geralta oraz ostatnie rozdziały rozciągły mnie na emocjonalnym kole tortur. Po prostu płacz, wzruszenie i salwa przekleństw, bo godziłam się na takie rozstrzygnięcia, a zarazem pragnęłam czegoś innego. Jednak jakby na to nie patrzeć, tylko tak to się mogło zakończyć.

Doceniam również techniczną stronę książki - przedstawianie wydarzeń z różnych perspektyw oraz z rozmaitych czasów (teraźniejszości, przeszłości i przyszłości). W większości przypadków było to intrygujące, choć niekoniecznie upodobałam sobie szczegóły związane z wojskami i postaciami, których losy nie wpływały w jakiś szczególny sposób na głównych bohaterów. Co się tyczy naszej trójcy... Przyglądanie się działaniom Ciri nareszcie okazało się satysfakcjonujące. Zaczęła wierzyć we własne możliwości, nauczyła się kontrolować moc i rozprawiła z demonami przeszłości. Nie ukrywam, że z chęcią poznałabym jej dalsze losy. Smutne zaś było obserwowanie Geralta i Yennefer, którzy wydawali się wszystkim zmęczeni. Pogodzeni z losem, ale wciąż przypominający cienie dawnych siebie. Przykro się to czytało, ale przypuszczam, że oto chodziło Sapkowskiemu.

Nie przepadam za sagą, ponieważ uświadamia, że pewne historie się kończą - niekoniecznie tak, jakby to sobie czytelnik życzył. Pożegnania są trudne, zwłaszcza, kiedy seria liczy sobie osiem oficjalnych tomów. Człowiek się przywiązuje do postaci, liczy na coraz to nowsze przygody, ale koniec wcześniej lub później nadchodzi. Dlatego z uznaniem i goryczą żegnam Wiedźmina. Świetnie się czytało, bohaterowie bez wątpienia zostaną ze mną na długo, choć wątpię, żebym kiedyś miała wrócić do sagi. Do opowiadań - prawdopodobnie, lecz do samej sagi - nie (chyba że pod postacią serialu).

Hejo, tu Shirokami (niegdyś ognista strzała)! Poniekąd miło wrócić do opiniowania książek - nie robiłam tego od dwóch lat, więc co zrozumiałe potrzebuję się rozkręcić. Myślałam, że nigdy nie wrócę, ale oto jestem. Zwarta i gotowa! Pewnie posty nie będą pojawiać się regularnie, możliwe, że mój entuzjazm przygaśnie, ale jestem zdania, że opinie książek, nawet jeśli blog jest mało aktywny, zawsze się przydają. Dlatego bądźmy na tę chwilę dobrej myśli - ja się rozgrzewam, wy może o mnie nie zapomnieliście, a blog postara się odrodzić. Optymizm nade wszystko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lubimy czytać

Moja lista blogów