Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

sobota, 28 października 2017

"Summoner. Zaklinacz. Wyprawa" Taran Matharu

TOM II SUMMONER. ZAKLINACZ

Sądzony za zbrodnię, której nie popełnił, Fletcher musi stawić czoła niesprawiedliwej Inkwizycji oraz wziąć udział w ważnej dla bezpieczeństwa królestwa misji zleconej przez samego króla Hominum. Wyprawa prowadzi na terytorium Orków, gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje. Dodatkowo wśród członków wyprawy czai się zdrajca.

Komentarz:

Ponad rok temu miałam okazję zapoznać się z hitem Wattpada – Summonerem częścią pierwszą – książką, która opisywała świat fantasy budowany na schematach i powielanych motywach (te podobieństwa do Tolkiena oraz Eragona), acz wprowadzała od siebie również coś świeżego, nowego, co fascynowało czytelnika i wciągało go w dalsze czytanie. Podobnie jest z kontynuacją – ciągle ma się wrażenie, że „ale to wszystko już przecież było”, a także: „ciekawe, w jakim kierunku to pójdzie”.


Tom pierwszy skończył się w bardzo krytycznym momencie, który pamiętałam doskonale po tej rocznej przerwie – Fletcher w opałach. Tak to właśnie wyglądało i od tego się zaczyna Wyprawa. Główny bohater spędził rok w celi, by w końcu stanąć przed sądem i odpowiedzieć za swoje winy… I tu się zaczęło trochę pod górkę, bo jak wszyscy wiedzą: sztuką i talentem jest napisanie w kontynuacjach, co się takiego zdarzyło poprzednio. W tym przypadku – przywołanie zbrodni bohatera, które pamiętałam jak przez mgłę, ale na szczęście autor podołał i przypomniał niesnaski bogatego smarkacza oraz naszego zaklinacza. Gorzej zrobiło się później, kiedy na scenie pojawiały się stare postaci i były wspominane wydarzenia, których prawie w ogóle nie kojarzyłam. Jednak i tym razem autor wykazał się odpowiednimi umiejętnościami, by w sposób zrozumiały, nienachalny i naturalny przywołać w pigułce zdarzenia z pierwszej części. Dlatego pod tym względem należą się ogromne plusy.

Wyprawa dzieli się na dwa wątki, pierwszym z nich jest właśnie sąd Fletchera, a drugim tytułowa wyprawa. Przebieg sądzenia zaklinacza był trochę oczywisty – bo przecież wiadomo, że główna postać nie może zginąć na początku ani tym bardziej gnić dożywotnio w więzieniu. Owszem, zdarzyły się podczas rozprawy punkty zwrotne, które zaskakiwały czy poddawały w wątpliwość intencje poszczególnych osób, ale także dostaliśmy coś, czego nienawidzę (nie jest to winą autora, wiem że musiał tak zrobić). Chodzi mi dokładnie o zachowanie bogatych smarków, które w trakcie przesłuchiwań łgały non stop, puszczały sobie porozumiewawcze oczka i uśmieszki, a sąd w żadnym przypadku niczego nie zauważał. Nienawidzę takich zachowań u bohaterów, ale rozumiem, że były konieczne i z tego powodu nie potępiam autora – wręcz gratuluję, bo wzbudził we mnie ostry gniew.

Co się tyczy drugiego wątku, który skupia się na wysłaniu czterech drużyn dzieciaków do stolicy wrogich orków to… cóż… czy tylko ja widzę w tym ogromną nieodpowiedzialność dorosłych? Czy tylko mnie dotknął absurd tej sytuacji? No, ale dobrze, załóżmy, że mi to nie przeszkadzało. Zatem Fletcher i inni zmierzają do gniazda orków, by osłabić armię tamtych, jednak nie spodziewają się, że podczas podróży zdarzy się wiele nieoczekiwanych wydarzeń… Przyznaję, że od tego momentu, w którym postaci są już w dżungli i zmierzają do punktu docelowego, zaczęło mnie diabelnie wciągać. Summoner ma to do siebie, że rozkręca się zawsze gdzieś w połowie i wtedy nie można się oderwać od czytania oraz przechodzi się przez te wydarzenia w błyskawicznym tempie. Naprawdę fascynujące było przyjrzenie się całej ekspedycji i rozkminianie kto jest zdrajcą – do końca nie byłam w stanie odgadnąć, kto próbował zamordować Fletchera, więc intryga iście niecna i dobrze skonstruowana! Przyznaję, że było emocjonująco, cieszę się, że wątek romantyczny dopiero się naradza i nie odgrywa najważniejszej roli oraz uważam za plus wprowadzenie nowych postaci, które da się polubić. Poza tym znowu otrzymaliśmy zakończenie, które wkurzy niejednego czytacza, ale na szczęście premiera trzeciego tomu już nastąpiła. Dlatego nie mogę się doczekać, by zobaczyć dalsze perypetie młodych zaklinaczy.

Bohaterowie nie zrobili na mnie aż takiego wrażenia jak w poprzedniej części, ale dobrze było przyjrzeć się relacji Fletchera z salamandrą oraz tej głównej paczce przyjaciół. Jedynym czego nie mogę zdzierżyć to to, że autor poskąpił w opisywaniu emocji, które dręczyły naszych bohaterów. Fletcher zachowywał się dość normalnie jak na nastolatka, który przez rok był zamknięty w ciasnej, zimnej celi i jego zachowanie powinno być jakieś bardziej skrajne, a nie – dostajemy chłopaka, który działa mechanicznie i zachowuje się jakby był wykuty ze skały. Pod względem psychologicznym głównego bohatera Taran Matharu z leksza zawalił.

Ogólnie rzecz biorąc Wyprawa nie jest złą książką, a seria Summoner mimo schematów jest naprawdę wciągającym czytadłem, które potrafi pokazać coś świeżego i odkrywczego. Dobrze się czytało, w drugiej połowie zrobiło się bardziej wciągająco, zakończenie nakłania do dalszego poznawania przygód Fletchera i myślę, że warto zajrzeć, jeśli lubi się klimaty fantastyczne. Podsumowując Wyprawa zapewniła mi dobrą przygodę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lubimy czytać

Moja lista blogów