TOM II DOŻYWOCIE

Światem rządzi prawo równowagi. To za jego sprawą wymiętolony pisarz oraz wiking z wyboru dzielą dom, w którym strych zamieszkują widma ze skłonnością do cielesności, w piwnicy leży ciało bez skłonności do czegokolwiek, a na piętrze urzęduje urocze Licho oraz anioł nie tyle stróż, ile strażnik więzienny. Równowaga zadbała nawet o to, by siła wyższa znalazła przeciwwagę w fatum o nikczemniejszych gabarytach, za to z przerostem ambicji.
Jako posiadaczka patentu na efekt motyla i śnieżnej kuli siła niższa dokłada wszelkich starań, by Konrad Romańczuk ponownie stał się bohaterem dramatu w nowej obsadzie. Fabułę tym razem dyktuje proza życia, a codzienność występuje jedynie w dwóch wariantach: albo kolejna fucha, albo sterczenie przy garach.
Konrad na własnej skórze przekona się, że zaburzona równowaga grozi nie tylko urwaniem głowy i postradaniem zmysłów: gdy siła niższa pokonuje wyższą, zatracić można samego siebie…
Komentarz:
Wszyscy wiedzą – a jak nie, to mówię – że uwielbiam
Kiśla, ałtorkę, która jako me guru płci żeńskiej polskiej literatury zachwyca
swoimi pokręconymi pomysłami i ich estetycznym wykonaniem. A jak nie jest
estetycznie, tylko chaotycznie – to prezentuje się to nad wyraz cudownie, tak
cudownie, że mój wewnętrzny artysta krzyczy z zachwytu. Moje pierwsze spotkanie
z jej twórczością – Dożywociem (wersją
pierwszą) wspominałam bardzo dobrze, a w głowie tłukło mi się jedynie: TO JEST
TO! NA TO CZEKAŁAM! OBJAWIENIE! A… kiedy Dożywocie
2? Czy to Nomen Omen to kontynuacja?
Jeśli tak to biorę! Nie, niestety, Nomen
Omen to nie sequel… ale i tak przeczytam! Po tym narodziła się moja miłość do
Kiśla i jej mózgu. Kiedy w grudniu 2015 roku byłam na spotkaniu autorskim w
Katowicach przez cały czas w powietrzu czuć było jedno znaczące pytanie, które
w końcu ktoś odważny zadał: KIEDY DOŻYWOCIE
2?! Odpowiedź ałtorki: pisze się. Wszyscy wiwat! Szczęście wymalowane na
twarzach, jakby prorok przemówił i zwiastował zbawienie. I o to jest ta chwila.
Długo wyczekiwane Dożywocie 2, czyli Siła niższa z naszym nieszczęśnikiem
Konradem Romańczukiem i jego ferajną. Czy życie nie jest piękne, kiedy autor
ulega wymuszeniu i presji czytelników i w końcu ofiarowuje im to, co chcieli?
I po tym długim wstępie w końcu możemy przejść do
samej książki. W poprzedniej części Lichotka spłonęła, a Konrad wraz ze swoim
mini aniołem stróżem, jednym utopcem, krakenem Krakersem, drzewną kobietą Puk, kotką
Zmorą oraz Rudolfem Valentino z króliczym potomstwem musieli przenieść się do
miasta, a dokładniej do domu w którym napotkaliśmy nowego dziwoląga, tudzież
Turu, człowieka, z wyboru wikinga, który lubi rzeźbić w drewnie zezowate anioły.
W Sile niższej dostajemy również
zestaw nowych stworów i postaci, które sprawią głównemu bohaterowi nie lada problemy…
Nie powiem, czytało się trochę inaczej niż Dożywocie,
ale nie znaczy to, że gorzej. Możliwe, że było bardziej depresyjnie i gorzko,
ale całą winę zrzucam na chandrę jesienną, która Konradowi nie pomogła, tylko
wręcz pogorszyła jego najgorsze cechy, przez co cała atmosfera w powieści
wydawała się strasznie ciężka i dusząca. Nawarstwianie się problemów
dożywotników także wprawiało czytelnika w taki stan wewnętrznego rozbicia. I choć
to, co napisałam może się wydać niezachęcające, to spójrzmy na to z innej strony:
ta książka jest zbudowana doskonale. Tak jak w prawdziwym życiu jesienią i zimą
jesteśmy wypruci z całego entuzjazmu i przeżywamy stany depresyjne, tak na
wiosnę znowu się ożywiamy, pokonujemy przeszkody i przemy naprzód. Kisiel
właśnie taki zabieg tutaj zastosowała: zaczęła od ciężkiego klimatu,
zdesperowanego Konrada, nowych zmartwień, przeszła do jeszcze większych
problemów, by w końcu na wiosnę otrząsnąć wszystkich i pobudzić do działania.
Pod koniec książki jest znacznie więcej radości, atmosfera nie jest taka
przytłaczająca (tylko miła, przyjemna, zabawna), a postaci w końcu w naturalny
sposób zaczynają na nowo funkcjonować. Pozbywają się starych żalów, znajdują
swoje nowe powołania, cele, stwierdzają, że bez Lichotki można żyć… Po prostu:
cud, miód i malina w rozplanowaniu wydarzeń. Nawet jakieś morały można wynieść!
Oczywiście Kisiel nie byłaby sobą, gdyby nie
wplotła zabawnych dialogów, tragiczno-śmiesznych sytuacji, czy jakiegoś czarnego
polskiego poczucia humoru… Heh, pielgrzymki do Tesco… Wybór między musztardami…
Odnajdywanie spokoju między półkami z papierem toaletowym… No, ja ten humor
kupuję! Śmiałam się, chichotałam (c h i c h o t a ł a m, a ja nie chichotam!),
klepałam się w czoło, kiedy Konrad zrobił jakąś gafę, wzdychałam nad biednym
Lichem, złościłam a później smutniałam nad istotą Zadkiela, znaczy Tsadkiela,
zaś dreszcze przechodziły mnie, kiedy Rudolf Valentino ze swoją watahą
wkraczała do akcji. Jak widać: emocje podczas czytania są i to ogromne. Kocham
pisarkę także za to, że nie zapomniała o starych postaciach i w mniejszym lub
większym stopniu przypomniała nam o ich denerwującej naturze, czy słodkich
cechach, za którymi tęsknimy. Krakersik <3 Wisienką na torcie są nawiązania
do Zaplątanych oraz do Nomen Omen, które przyjęłam z tak
wielkim szokiem, że myślałam, że się z tego nie wykaraskam.
Choć główna niesamowitość skrywa się przede
wszystkim w bohaterach i ich perypetiach, to nie możemy zapomnieć o
nietuzinkowym stylu pisania ałtorki, która pisze z wielkim rozmachem i jak się czyta
jedno zdanie na pół strony, to nic tylko respekt przychodzi nam na myśl. To jak
się bawi językiem polskim i wyciąga z niego najlepsze konfiguracje jest
ambrozją dla mojej artystycznej duszy. Podziwiam Kisiel i póki tworzy
przeczytam wszystko. Wszystko! Nawet nekrolog! Dlatego jeśli jeszcze nie
zapoznaliście z tą zacną ałtorką, zróbcie to natychmiast, kupcie Dożywocie, bo na pewno nie pożałujecie.
A po Sile niższej będziecie zadawać jedno,
jedyne pytanie: Kiedy Dożywocie 3?!
(Ja jeszcze zadaję pytanie: Kiedy ta książka o Mickiewiczu?!). POLECAM KAŻDEJ
ŻYWEJ I NIEŻYWEJ ISTOCIE.
<3 <3 <3
OdpowiedzUsuńCo tu więcej dodać? Mam podobne odczucia :P