
Komentarz: ,,Dla mężczyzn bez kobiet świat jest bezmiernym i bolesnym chaosem, ciemną stroną księżyca.”
Kiedy
pierwszy raz dostrzegłam tytuł Mężczyźni
bez kobiet, pomyślałam sobie, że musi być to książka bardzo seksistowska,
która będzie uwłaszczać kobietom. Jednak po pierwszym opowiadaniu przekonałam się,
że wręcz przeciwnie. Pod żadnym względem Murakami nie obraża kobiet, tylko
pokazuje jak wiele znaczą dla mężczyzn, tych słabych istot, które potrzebują
bliskości…
Jest
to drugi zbiór opowiadań, który miałam zaszczyt poznać. Pierwszym było Zniknięcie słonia, z którego niektóre
opowiastki nadal wspominam bardzo dobrze, a teraz, dzięki Jellyfishowi, miałam
szansę poznać Mężczyzn bez kobiet i
siedem historii, które skupiają się na wpływach płci pięknej na mężczyzn. Jak
to wyszło w ogólnym rozrachunku? Nie tak źle, chociaż mogło być lepiej (Zniknięcia słonia niestety nie przebiło).
Niektóre z historii są proste w odbiorze, a inne – jak to Murakami ma w
zwyczaju – trzeba dogłębniej zinterpretować, zastanowić się i wyciągnąć
wnioski. Nie powiem, ale lekki problem – zresztą jak zwykle – miałam ze
zrozumieniem tego drugiego dna. Czytałam przykładowo Kino i w porządku, widziałam tę wyraźnie zarysowaną pierwszą
warstwę, ale co dokładnie znajdowało się pod nią? Nadal nie wiem, chociaż rozmyślałam
kilkakrotnie i próbowałam pojąć tę opowieść z różnych stron. Przez to i kocham
i nienawidzę autora, bo czasem męczę się z jego dziełami jak z przypowieściami
na języku polskim w szkole. Czytasz przypowieść, wkurzasz się bo nie rozumiesz
o co chodzi, w końcu łapiesz jakiś trop, doznajesz olśnienia i stwierdzasz:
Wow, jakie to jest głębokie i genialne. Tak właśnie jest z Murakamim.
,,Ale nawet, jeśli ludzie się świetnie rozumieją, nawet jeśli się bardzo kochają, niemożliwe jest zobaczenie wszystkiego, co kryje się w sercu i umyśle drugiej osoby. Za to, jeśli chodzi o własne serce i umysł, to przy pewnym wysiłku powinno się udać do nich zajrzeć. Więc musimy raczej stworzyć dobre relacje z własnym sercem i umysłem. Jeżeli n a p r a w d ę chcemy zobaczyć innego człowieka, musimy spojrzeć sobie prosto i głęboko w oczy.”
Ciężko
mi powiedzieć, która historia była najciekawsza, bo wszystkie w jakimś stopniu
wywarły wrażenie, dlatego sprowadźmy to do najbardziej zapamiętanej. Bez
wątpienia jest to Yesterday, niby
najprostsza, niby wybitnie nieporuszająca szarych komórek, ale jednak kryjąca w
sobie pewien schemat życia niektórych ludzi. Możliwe że zapamiętałam ją przez
wyjątkowo specyficznego bohatera, który mówi gwarą albo po prostu przez rozwój
wydarzeń, które wprawiły mnie w oszołomienie. Później jest Kino ze swoją tajemniczością i zabobonami, które mają za zadanie pokazać
czytelnikowi to, co ukryte. A może to, co ukrywa człowiek? Tak jak pisałam, nie
rozgryzłam tej historii do końca, co oznacza jednoznacznie, że muszę ją przeczytać
jeszcze raz albo zapytać jakiegoś znawcę Murakamiego, o co tak dokładnie chodzi.
Drive My Car jako pierwsze
opowiadanie wprawiło mnie w największą zadumę – pamiętam, bo jechałam wtedy
pociągiem i po skończeniu, patrzyłam przez kilka minut przez okno i rozmyślałam
nad postępowaniem żony głównego bohatera i nad dziewczyną, która prowadziła tytułowe
auto. Pod względem technicznego rozplanowania i stylu najbardziej przypadła mi Szecherezada – mieszanie się opowieści
bohaterki z teraźniejszymi wydarzeniami, wprawiało mnie w bardzo dziwny,
melancholijny nastrój, bo zastanawiałam się, gdzie się zaczyna jedno, a gdzie
drugie. Do tego te minogi i wpleciona teoria związana z reinkarnacją – cudowne.
Niezależny organ oraz Mężczyźni bez kobiet były prawdopodobnie
najsmutniejsze, lecz samo naruszenie tematu śmierci wyszło im na dobre. I
został jeszcze Zakochany Samsa, który
jest polemiką z Przemianą Kafki.
Murakami pięknie przekształcił sytuację w której to robak odkrywa, że zamienił się
w człowieka, a nie tak jak na odwrót było u Kafki. Odkrywanie swojego
człowieczeństwa, rozumienie swojej istoty, celowości – naprawdę pięknie
skonstruowana powiastka.
,,- Ale może za młodu w pewnym sensie trzeba przeżyć taki samotny, ciężki okres. To jest część procesu dorastania.
- Tak sądzisz?
- Tak samo jak drzewa muszą przetrwać zimę, żeby się stały silne i wielkie. W ciepłym, łagodnym klimacie nie tworzą się słoje.”
Ogólnie
wspomniane wcześniej metafory minogów (obrzydliwe kreatury) oraz drzew i ich
słoi, kupiły mnie najbardziej w tym zbiorze. Niby narzekam, że Zniknięcie słonia było lepsze, bo tam
mieliśmy bardziej zróżnicowane tematycznie historie i lepiej mi się je przyswajało,
ale Mężczyźni bez kobiet również mają
w sobie to coś, co przyciąga czytelnika do odkrycia ich sekretów. Co takiego
autor chciał przekazać? – Wciąż rozmyślam i nie wiem, czy w najbliższym czasie
znajdę odpowiedzi. Może muszę bardziej dojrzeć? A może potrzebuję bardziej przyssać
się do tych historii jak minogi? Mimo, że nie zaparł mi dechu w piersi, to
polecam ten zbiór miłośnikom autora i ambitnej literatury, bo warto zapoznać się
z chociaż jednym z nich.
,,- Stara się pan kogoś za bardzo nie pokochać?
- Właśnie. Akurat w tej chwili się staram.
- Dlaczego?
- Z bardzo prostej przyczyny. Bo jeśli się kogoś za bardzo pokocha, człowiek staje się nieszczęśliwy. Straszni cierpi.”
Cieszę się, że to nie był całkiem nieudany prezent :P Może na następne urodziny dostaniesz coś takie "wow, ach, och" (mam taką nadzieję). I muszę w końcu sięgnąć po Murakamiego, ale cierpię na niedoczas o.o
OdpowiedzUsuńTeż podobało mi się to przeplatanie się opowieści z teraźniejszością w "Szecherezadzie", a przed "Zakochanym Samsą" specjalnie przeczytałam najpierw "Przemianę". ;)
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji aż mam ochotę jeszcze raz przeczytać ten zbiór opowiadań. :P Myślę jednak, że najpierw postaram się dorwać "Zniknięcie słonia", które już od dawna mam w planach.