TOM I
RED RISING
Kto
walczy z potworami, sam musi stać się potworem.
Życie Czerwonych na Marsie nie jest łatwe. Zwłaszcza życie Helldiverów, którzy
w kopalniach Marsa wydobywają cenne helium-3. Nigdy nie widzą słońca. Nie
zawsze mają co jeść. Żyją krótko. Umierają młodo.
I nie ma dla nich sprawiedliwości.
Darrow Helldiver, Czerwony górnik, przez okrutne prawo Złotych władców traci
żonę, a potem sam zostaje skazany na śmierć. Nie wie jeszcze, że to dopiero
początek.
Los daje mu szansę, aby walczyć o wolność dla swoich ludzi. O wolność
wszystkich Kolorów niewolonych surowym prawem Złotych najeźdźców, którzy przed
wiekami opanowali Układ Słoneczny.
Darrow musi tylko stać się Złotym. Wślizgnąć się w szeregi panujących i rozbić
system od środka.
Przed nim nie tylko bolesna przemiana, lecz także długa i żmudna walka o
pozycję na szczycie społecznej piramidy. Żeby stać się Złotym, Czerwony
Helldiver musi nie tylko zmienić skórę, lecz także przeżyć. Co wcale nie jest
takie proste, bo Instytutem Marsa, szkołą przyszłych władców, rządzi tylko
jedna zasada: przeżyją najsilniejsi.
Czy słaby Czerwony zdoła skończyć szkołę bogów?
Czy zdoła rozpalić zarzewie zagłady i obalić Złotą tyranię?
Komentarz: „Im większe skupisko ludności, tym łatwiej pozbyć się człowieczeństwa.”
Śmieszna
sytuacja: w listopadzie byłam w bibliotece i rozglądałam się za ciekawymi książkami
z niebanalnymi opisami. Jedną z nich była Red
Rising - pomyślałam sobie, że jeszcze nie widziałam na żadnym z
obserwowanych blogów recenzji na jej temat, więc postanowiłam zaryzykować, przeczytać
i w swoim czasie podzielić się czymś nieznanym. Powiem Wam, że to jest dość
dziwne, acz miłe, uczucie kiedy nie wiedząc nic kompletnie o danej książce (zero
negatywnej lub pozytywnej sławy oraz niejasny opis), odkrywa się, że czyta się
ją z zupełnie innym podejściem. Bez żadnych uprzedzeń, bez zbędnych informacji
na jej temat – po prostu czysta przejażdżka po wertepach bez trzymanki. I to
jest miłe uczucie. Ale wracając do śmieszności sytuacji, to wypożyczyłam,
zaczęłam się wczytywać, a tu ni stąd ni zowąd na blogach zaczęły się sypać opinie
o Złotej Krwi, a dodatkowo
wydawnictwo ogłosiło wydanie kontynuacji. Jak mogłam inaczej zareagować jak nie
śmiechem?
Patrząc
teraz na całokształt powieści i moje wrażenia, to muszę przyznać, że przez
pierwsze rozdziały musiałam porządnie się skupić, żeby zrozumieć wykreowany
przez autora świat. Jak to się stało, że ludzie żyją na Marsie, pod ziemią?
Dlaczego są takie zasady? Dlaczego taki system? Jest to alternatywna rzeczywistość
czy przyszłość? Tyle pytań, tyle zagadek i tajemnic, a Brown w szczodry sposób
nam je podarowuje i odkrywa niewiadome. Ale nie chlustem zimnej wody w twarz,
tylko powoli, powolutku, tak żebyśmy mogli przyzwyczaić się oraz zrozumieć o co
tak dokładnie tutaj chodzi. Wraz ze świadomością przychodzi podziw, bo
połączenie przyszłości, życia na Marsie oraz powiązań ze starożytnymi mitami,
było strzałem w dziesiątkę. Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem wyobraźni
autora, ponieważ panował nad tym co pisał, nie gubił się w szczegółach i czuć,
że tworzył to z pasją. Choć początek był trochę ciężki w przebrnięciu - ta
praca głównego bohatera, jego głupota, życie w zastraszonej i biednej wiosce,
ofiary, męczennicy i ogólnie poczucie rozpaczy, strachu i żałości – wiem, że
musiało to zostać odbębnione, by przejść do dalszej części, czyli całkowitego
zatracenia się w akcji, walkach, przemyśleniach, przemiany zewnętrznej i wewnętrznej
Darrowa oraz jego początku do zniszczenia tego całego brutalnego systemu.
Oczywiście, w pierwszym tomie jak na razie mieliśmy jedynie zaczątki radzenia
sobie bohatera z otaczającą go nową rzeczywistością: zyskiwanie sojuszników,
pokonywanie kolejnych zadań oraz pokazywanie się z jak najlepszej strony, by zyskać upragniony cel. Ogólnie dynamiczność,
niespodziewane zwroty akcji oraz niepewność jak ktoś postąpi, były zdecydowanie
na plus.
„Obietnice są jak łańcuchy. Można je zrywać.”

Red Rising. Złota
Krew jest super
niespodzianką dla czytelników i jeśli już się wejdzie w ten świat, to nie można
się od niego oderwać. Książka pochłania, każe dowiedzieć się jak sobie poradzi
Darrow – co nie jest do końca pewne – oraz bardzo emocjonuje swoimi
przewrotnościami. Fabuła jest fascynująca, przepełniona intrygami i
tajemnicami, akcja dynamiczna, bohaterowie różnorodni i realistyczni, a
zakończenie zmusza nas do sięgnięcia po kontynuację, co na pewno zrobię. Nic dodać,
nic ująć: polecam Red Rising każdemu,
bo można się przy nim bardzo dobrze bawić.
„Pchły skaczą tak wysoko jak tylko się da. Wtedy przychodzi człowiek i zakrywa pchły słoikiem. One skaczą i uderzają w dno słoika, nie mogąc podskoczyć wyżej. Wtedy człowiek zabiera słoik, a mimo to pchły nadal nie skaczą wyżej, niż zdążyły się przyzwyczaić, ponieważ dalej wierzą, że mają nad głowami szklany sufit(...) My jesteśmy jak te skaczące pchły. a teraz pokażę ci, jak wysoko.”
Kiedyś już chyba coś słyszałam o tej książce, ale nie zagłębiałam się w fabułę, a okazuje się, że ta przedstawia się całkiem interesująco. Na pewno będę ją miała na oku. ;)
OdpowiedzUsuń