TOM I
OGIEŃ I WODA

…dopóki nie odbiera tajemniczych instrukcji, jak wystartować w Piekielnym Wyścigu prowadzącym przez dżunglę, pustynię, ocean i góry, by wygrać nagrodę, której Tella rozpaczliwie pragnie: lekarstwo na chorobę brata. Ale wszyscy uczestnicy pragną leku dla kogoś, kogo kochają, i walczą zaciekle – nie ma gwarancji, że Tella (lub ktokolwiek inny) przetrwa wyścig. Może liczyć tylko na swoją pandorę – zwierzątko, które powinno mieć niezwykłe zdolności, ale Tella nie ma pojęcia jakie, a nawet… czy w ogóle je ma.
Wyprawa jest mordercza, zegar tyka, a Tella wie, że nie może ufać nikomu, nawet członkom swojej grupy. Czy może zaufać przynajmniej Guyowi? Czy rodzące się uczucie pomoże jej wygrać wyścig, czy będzie przyczyną jej klęski?
Komentarz:
Chociaż
w wielu opiniach Ognia i wody doszukałam
się zdań typu: ,,Podobne do Igrzysk
Śmierci”, to jakoś potrafiłam odłączyć się od takiego myślenia i nie zwracać
uwagi na podobieństwa, których jak ktoś chciałby wiedzieć jest niewiele.
Bodajże jedynie element z przetrwaniem w różnych skrajnych warunkach oraz
genetyczne mutacje zwierząt. Ale gdyby się uprzeć, to nawet te dwie sprawy nie mają
nic wspólnego z trylogią Suzanne Collins. Nic! I ja właśnie tak czytałam –
skupiona jedynie na kreacji świata przez Victorię Scott, bez zastanawiania się czy
coś czerpała z innych książek. Dzięki temu Ogień
i woda, pomimo trudnych początków, przypadła mi do gustu.
O
co dokładnie chodzi z tymi trudnymi początkami? Otóż, zanim Tella postanowiła wziąć
udział w tym całym Piekielnym Wyścigu i zanim dostała się do pierwszego etapu –
dżungli, to była jak wrzód na dupie. Wkurzała i irytowała mnie swoim
zachowaniem rozpieszczonej laluni, dbającej jedynie o swój wygląd i myślącej
jedynie o swoim samopoczuciu. Rozumiem, że wykazała się wspaniałomyślnością,
chcąc wygrać lekarstwo i uratować brata, ale skoro postawiła sobie taki zacny
cel, to powinna się lepiej przygotować, a nie zamiast jedzenia zabrać lakier do
paznokci. Do tego jej psychiczne przygotowanie - ,,Super, fajnie! Wezmę udział
w prostym trzymiesięcznym konkursie, gdzie zwycięzca może być tylko jeden!
Jupi!”. Zero zastanowienia, czy to nie jakaś podpucha oraz w ogóle nie
rozważyła, czy – no nie wiem – przypadkiem nie umrze? Zatem Tella w pierwszych
rozdziałach równa się: idiotka. Na szczęście później jest lepiej, bo jakby nie
było, to już dawno porzuciłabym tą powieść. Kiedy zaczyna robić się niebezpiecznie
i dziewczyna jest zdana na siebie, to w końcu coś jej się odblokowuje w tych
szarych komórkach i działa logiczniej, sprawniej i odsuwa na bok niedoszłą
głupotę. Czytelnik może ją w końcu polubić, tym bardziej, że mimo zachodzących
zmian w jej charakterze i stawania się silną heroiną, to potrafi mieć do siebie
dystans i żartować. I chociaż jej humor mnie nie śmieszył, to jako jedyną
zabawną sytuację wartą zapamiętania jest gepard i palec – o co chodzi? to już
musicie sami przeczytać.
Inni
bohaterowie, których Tella poznaje na swojej drodze również byli sympatyczni,
chociaż od początku do końca nie potrafiłam im zaufać. Każdemu, oprócz Guya.
Cały czas czekałam na moment, kiedy ktoś komuś wbije nóż w plecy (dosłownie lub
w przenośni) albo zrobi coś, co zdemaskuje jego/jej złe zamiary. Czy się doczekałam?
Pozostawię to Wam do odkrycia. Sam Guy wydawał mi się ciekawą postacią. Ta jego
małomówność, skrytość, wiedza na różne tematy i spostrzegawczość były cudowne.
Polubiłam go od pierwszej chwili. I jak można się domyślić, polubiłam także
kiełkujące uczucie pomiędzy Tellą a Guyem. Wątek romantyczny nie był typowy,
ani tym bardziej wymuszony. Nie przeszkadzało mi, że pomimo tak krótkiego czasu
znajomości oni już czują do siebie miętę i widać po nich, jakby łączyła ich
prawdziwa miłość. Zobaczymy, czy autorka w następnej części rzuci im pod nogi
jakieś schematyczne problemy.
Co
do samego wyścigu to było dynamiczny i emocjonujący. Dużo się działo,
rozmyślania głównej bohaterki i jej działania popychały akcję do przodu, co
odbieram na plus. Pokonywanie trudności, radzenie sobie z tymi większymi i
mniejszymi problemami było poniekąd realne i intrygująco rozwiązywane. Tajemnica
związana z samym wyścigiem została dopiero lekko naruszona, ale wydawała mi się
z jednej strony dziwna, a z drugiej pchająca nas do sięgnięcia po kontynuację. Mam
nadzieję, że autorka przedstawi ją rzetelnie. Do tego bardzo spodobał mi się pomysł
z pandorami – genetycznie zmienionymi zwierzętami, które pomagały uczestnikom.
Chyba z nimi najbardziej związałam się emocjonalnie, szczególnie z bad assowym
liskiem Telli – uwielbiam to stworzonko i sama chciałabym je mieć.
Ogień i woda jest książką godną polecenia dla
czytelników lubiących młodzieżówki i lektury z bohaterami, którzy muszą stawić
czoła jakimś śmiertelnym wyzwaniom. Mnie się spodobała dopiero po przebrnięciu
przez fatalny początek z główną bohaterką, która później zahartowuje się i mądrzeje.
Sam pomysł i przedstawienie go jest bardzo dobre, poważna tematyka jest
utrzymana w lekkich klimatach, przez co nie można poczuć się jakoś przytłoczonym
tym, że dokoła giną ludzie – dla jednych plus, dla innych wada. Ale dzięki temu
lekkiemu stylowi, mamy proste i przyjemne w poznawaniu czytadło. Nie wymagające
zbytniego myślenia, przeznaczone na pobudzenie wyobraźni i zabawę. Polecam i
ostrzegam: nie zrażajcie się pierwszymi rozdziałami.
Mnie na szczęście nie zraziły pierwsze rozdziały, właściwie od samego początku czytało mi się świetnie. ;) Właśnie docieram do końca i jestem całkiem zadowolona z lektury. Fakt, nie jest to nic szalenie ambitnego, ale i ja nie miałam niesamowitych wymagań.
OdpowiedzUsuńWciąż czytuję młodzieżówki, choć z mniejszym zapałem, niż kiedyś. Może jednak ten tytuł przypadnie mi do gustu - niby motyw jak w wielu innych powieściach, ale kto wie ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam pół roku temu i mimo, że szału nie było, z niecierpliowścią wyczekuję drugiego tomu :)
OdpowiedzUsuńZdarza mi się jeszcze sięgnąć po jakąś młodzieżówkę, ale coraz rzadziej... Jednak może i na tą przyjdzie kiedyś pora :D
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
Mi również książka się spodobała i zgadzam się, że na początku bohaterka nie grzeszyła intelektem. Kocham jej Pandorę, ogólnie pomysł jest świetny i nie mogę doczekać się kontynuacji. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ja ci już tłumaczyłam, jakie są te podobieństwa do "Igrzysk śmierci"! :P Ale niech ci będzie.
OdpowiedzUsuńPierwsze, co mi przyszło do głowy, gdy przeczytałam streszczenie to " O coś podobnego do "Igrzysk",ale super! ".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
napolceiwsercu.blogspot.com
Mimo wszystko jakoś nie czuję się zainteresowana tą książką. W sporej mierze przyczynił się do tego ten trudny początek z główną bohaterką, o którym piszesz, ale nie tylko. Chyba po prostu nie mam ochoty na takie historie. ;)
OdpowiedzUsuńseria bardzo mi się podobała, drugi tom równie dobry co pierwszy :)
OdpowiedzUsuń