TOM II
RODZINA DOLLANGANGER

Komentarz: „Sekret szczęścia polega na przebaczaniu i zapominaniu.”
Tak
jak pisałam, tak też zrobiłam i zaraz po przeczytaniu pierwszego tomu – Kwiaty na poddaszu – chwyciłam za
kontynuację. Krew w żyłach buzowała, emocje targały, a oczekiwania rosły, aż w
końcu Płatki na wietrze zostały tak
szybko rozpoczęte, jak skończone. Nie skłamię, mówiąc, że to nie to samo co
pierwszy tom, ale wciąż twierdzę, że seria jest dobra i warta przeczytania.
Tak
jak w tym krótkim opisie można przeczytać, rodzeństwo Dollanganger w końcu
wyrwało się z życia pod poddaszem i trafiło czystym przypadkiem do domu doktora
Sheffielda, gdzie mogli mieć nowy start na ścieżce ku dorosłości. To co mnie najbardziej
zadziwiło w przedstawionej historii to ten natłok przeróżnych zdarzeń, jakie
spotkała na swojej drodze Cathy. Jej dorastanie i poszczególne życiowe
doświadczenia można by przyrównać do telenoweli lub dokładniej Mody na Sukces, ale w lepszym i
ciekawszym wydaniu. Nie twierdzę, że taka lawina wydarzeń i szczegółów z jej
życia jest odbierana negatywnie. Wręcz przeciwnie! Dzięki temu, że dzieje się dużo
i to w dynamicznym tempie, powoduje, że książkę czyta się bez wytchnienia oraz
z fascynacją i uznaniem dla autorki, że w tak zgrabny sposób poukładała sobie
wszystko i przelała to na papier. W historii rodzeństwa pojawiało się tutaj
znacznie więcej dramatów i szarpania emocjami czytelnika, nie dość że pojawiają
się nowe postaci, które mącą, to do tego wciąż pada cień matki, która ma pośredni
wpływ na ich tok myślenia i działania.
„Wspomnienia? Czym były wspomnienia? Jedynie narzędziem tortur, niczym innym!”
Pod
względem zawirowań psychologicznych to Płatki
na wietrze spisują się doskonale. To jak bohaterowie się zachowują po
traumatycznych przeżyciach oraz to jak podświadomie działają przez wcześniejszy
wpływ matki został ukazany bardzo realnie i boleśnie, bo kiedy czyta się o
osobach, które wydają ci się bardzo bliskie i widzisz, że nie mogą żyć
spokojnie, bo cały czas borykają się z demonami przeszłości, to po prostu
cierpisz. Cierpisz, kiedy widzisz jak popełniają błędy i cierpisz, kiedy
podświadomie przechodzą na ciemną stronę mocy. Z tego też wynika, że bardziej
do bohaterów przywiązać się nie da. Oczywiście w niektórych momentach wypełniała
mnie straszna irytacja do Cathy i jej oporu, dwulicowości, naiwności i
działaniu na przekór wszystkim. Straszne również było to, że czasami zaczynała przypominać
matkę i to mnie całkowicie niszczyło. Co do Chrisa to było mi go żal i aż niezmierzony
smutek mnie dotykał, kiedy nie mogłam nic zrobić, żeby mu pomóc.
Ogólnie
Płatki na wietrze są rewelacyjną
powieścią, w troszkę innym klimacie – mniej osaczającym – niż pierwsza część,
ale nadal mają to coś, co autorka potrafiła wnieść do swego dzieła. Fabuła i
akcja są dynamiczne, pełne zwrotów akcji i poznaje się je z zapartym tchem i
obawą, jak to wszystko się skończy. U bohaterów widać, jakie zmiany w nich
zachodzą oraz jakie przeszkody muszą pokonać na swojej krętej drodze. Emocje
przy czytaniu są obecne, a co do stylu pisania autorki to troszkę się zmienił,
ale nie na gorsze. Polecam serię, każdemu kto lubi naruszać niewygodne dla
społeczeństwa tematy.
„Jeśli ludzi łączy szczere uczucie, to nic nie jest w stanie ich rozdzielić...”
Nie miałam okazji czytać tej serii, ale moja mama jest nią oczarowana. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Geek of books&serials&films
Czytałam pierwszeą część yej serii i muszę przyznać, ze zachwyciła mnie swoja orginalnością. Musze uporac sie z calym cyklem.
OdpowiedzUsuńhttp://kruczegniazdo94.blogspot.com
Chyba bym się skusiła ;)
OdpowiedzUsuńIlość zawirować wokół Cathy rzeczywiście można przyrównać do telenoweli, a to, że zaczynała przypominać matkę było naprawdę smutne.
OdpowiedzUsuń