TOM I BZRK

Ta wojna
może się skończyć tylko zwycięstwem lub szaleństwem…
Świat niedalekiej przyszłości.
Fanatyczni twórcy idei zjednoczenia ludzkości na podobieństwo roju pszczół, bez
indywidualnych pragnień i wolnej woli, chcą zaprowadzić w ten sposób powszechny
spokój i szczęście.
Zamierzają przy pomocy nanorobotów opanować mózgi przywódców państw o najlepiej
rozwiniętej technologii. Ich przeciwnikiem jest BZRK, grupa idealistów,
walcząca ze zdradziecką agresją za pomocą biotów, stworzonych z ich DNA w
połączeniu z DNA pająków, węży i meduz.
Niestety, na skutek podstępnego zamachu ginie wynalazca technologii hodowli
biotów, w tajemnicy wspierający działania BZRK. Jego córka, Sadie, zostaje
ciężko ranna w tym samym zamachu, ale ocaleje. BZRK werbuje ją natychmiast do
akcji ochrony prezydentów, razem z Noahem, bratem weterana z Afganistanu,
członka tajnej grupy, który zwariował po ataku nanorobotów.
Rozpoczyna się decydujące starcie, niewidzialne dla wszystkich, poza jego
uczestnikami.
Stawką jest przyszłość ludzkości…
Komentarz:
,, - Co ważniejsze: wolność czy szczęście?
- Nie możesz być szczęśliwy, jeśli nie jesteś wolny.”
Większość
z Was pewnie kojarzy Michaela Granta dzięki jego sławnej serii GONE. Świat bez dorosłych, dzieciaki z
ponadnaturalnymi zdolnościami i walka o przetrwanie, osobiście wywarły na mnie
ogromne a zarazem piorunujące wrażenie. Już wtedy mogłam dostrzec potencjał w
wyobraźni i stylu autora, który wiedział co pisze i nie gubił się w
wydarzeniach tej sześciotomowej serii. Do tego potrafił przedstawić realistycznie
problemy moralne i etyczne głównych bohaterów oraz nie bał się w przekazywaniu
drastycznej treści.
Dlaczego
tak szczegółowo podkreślam walory GONE?
Dlaczego po prostu nie przejdę do ocenienia BZRK?
Ano dlatego, żeby lepiej zrozumieć ewolucję talentu pisarskiego Granta. GONE a BZRK diametralnie różnią się poziomem pisania i to widać w
szczególności w kreacji bohaterów oraz fabuły przedstawionej bez żadnych upiększeń.
Już na
wstępie, w pierwszych rozdziałach, autor wrzuca nas w wir wydarzeń i mocno
szokuje – mam na myśli między innymi tą sytuację z samolotem. A potem… Akcja
nabiera pozytywnie szybkiego tempa i zanim czytelnik zdąży się obejrzeć już
kończy książkę. Bez wątpienia zaletą jest również nieprzewidywalność wydarzeń –
przeciwności losu i niewypalone plany są obecne. A do tego niebanalna fabuła
okraszona w dużą dawkę szaleństwa gwarantuje bardzo dobrą przygodę.
Jeśli
chodzi o samą historię to mamy coś oryginalnego – piszę oryginalny, ponieważ
nie spotkałam się jeszcze w książce z takim motywem, choć widywałam go
epizodycznie w bajkach. Świat nano, widziany jedynie pod mikroskopem, odgrywa w
BZRK kluczową rolę. To właśnie on
może sprowadzić albo rozwój ludzkości albo kompletną destrukcję. Dlatego tak ważna
jest walka, która toczy się między dwoma stronami. Tymczasem do organizacji
BZRK przybywają nowi rekruci, Sadie i Noah, którzy będą musieli przejść szybkie
szkolenie, aby zemścić się za ich rodziny.
,, - Nie chcemy stracić nikogo więcej. Ryzykujemy życie. A ci, którzy obsługują bioty, ryzykują zdrowie umysłowe. Robimy to z własnej woli. I robimy to, żebyśmy my i cała reszta ludzkiej rasy zachowali wolną wolę. Żeby ludzie mogli wybierać między słusznym i niesłusznym, złem i dobrem. Druga strona twierdzi, że pragnie powszechnej szczęśliwości. I cóż mogę powiedzieć? Nie kłamią. Za pomocą techniki zamierzają zmienić ludzkość w coś w rodzaju społeczności owadów. Sprawić, że staniemy się jednym zjednoczonym umysłem. Żadnego cierpienia, żadnego stresu, żadnego gniewu czy zazdrości. Ale my wybieramy inny świat. Wybieramy prawo do cierpienia.
- Walczymy o cierpienie? To brzmi trochę szaleńczo, kiedy tak to ujmujesz.
- O, bo to jest szaleństwo. Walczymy o prawo do bycia tym, kim chcemy, do odczuwania tego, co chcemy. Nawet jeśli to, czego chcemy wydaje się innym szalone.”
Wcześniej
wspomniałam o szaleństwie i muszę przyznać, że ten element jak najbardziej
przypadł mi do gustu. Nie dość, że bohaterowie wstępujący do organizacji BZRK
muszą przybierać pseudonimy zmarłych, szalonych ludzi to do tego jeszcze oni
sami pod wpływem nano dostają kręćka. Tak więc, moi drodzy, jeśli lubicie
motywy z psychiatrykami oraz wariactwem to jak najbardziej powieść jest dla
Was.
Co do
bohaterów, to dzięki narracji trzecioosobowej - tak jak przy GONE - znowu mamy
okazję na zapoznanie się z różnymi osobami, ich charakterami, przeszłością i motywacjami,
które pchają ich do takich a nie innych czynów. Z drugiej strony ukazuje się tutaj
słabość autora, która objawia się w tym, że nie potrafiłam przywiązać się do
bohaterów. Owszem, są postaci, które lubiłam bardziej od innych, ale jakoś nie
miałam możliwości, żeby bardziej się z nimi zżyć. Wynika to z tego, że narracja
3-osobowa nie potrafi należycie oddać dokładnych myśli osób oraz kiedy
czytelnik poznaje naraz wszystkich to jakoś nie przywiązuje zbytniej uwagi na
ich losy. Kiedy ktoś umarł to w ogóle mnie to nie ruszało i przyznam, że z
początku gubiłam się z rozpoznawaniem niektórych osób.
,,- Uważasz, że to jest złe.
- Bo jest.
- Owszem. To jest złe. Robimy bardzo złe rzeczy w sprawie, którą uważamy za bardzo dobrą.
- A druga strona?
- Tak, oni myślą dokładnie tak samo. Że czynią zło w dobrej sprawie.”
Wątek
romantyczny również jest tutaj ukazany, ale nie gra głównej roli (niektórzy
pewnie teraz wiwatują, a inni czują się zawiedzeni). Ja odebrałam to w bardzo
pozytywny sposób, ponieważ ten początkujący romans nie był zbyt nachalny i
sztuczny oraz jak na taki gatunek powieści było go wystarczająco.
,, - Posłuchaj. Ja się nie zakochuję. Więc się tego nie spodziewaj.
- A ja się zakochuję. Mam to w sobie, znaczy, zdolność do zakochania się. Nigdy nie byłem zakochany. Ale czuję to w sobie. Więc raczej się tego spodziewaj.”
Bardzo
spodobały mi się również rozmowy przeprowadzane między bohaterami, które
zawierały często dylematy moralne i etyczne. Rozważań na temat religii i
filozofii nie brakowało. A do tego biologiczne zagadnienia wzbogacały historię
i czyniły ją bardziej ciekawą. Niestety, polityka też musiała się tutaj przewinąć,
ale nie było jej AŻ tyle, żeby się znudzić.
Ogólnie
rzecz biorąc BZRK jest książką równie
dobrą jak GONE, ale patrząc na obie
serie z dystansem, to stwierdzam, że pierwsza jest znacznie lepsza. Bardziej
dojrzalsza, zaskakująca i realna. Z chęcią zapoznam się z dalszymi częściami i
Wam również polecam ^^.
,,- Nie wierzysz w duszę?
- Wierzę, że nauka jest w tej dłoni. – Wyciągnęła prawą rękę wnętrzem do góry. – A religia w tej. – Wysunęła lewą rękę, ale zwinęła dłoń w pięść, ukrywając wnętrze.”
Świetna książka, naprawdę po raz kolejny stwierdziłam, że Grant ma niesamowity talent. Bardzo szybko pochłonęłam BZRK i ze smutkiem zawiadamiam, że kolejnych części w wersji polskiej najpewniej nie będzie. Może skuszę się na obcojęzyczne wydanie dalszych tomów.
OdpowiedzUsuńNie miałam przyjemności poznać GONE i twórczości tego autora, ale treść powyższej ksiązki mnie bardzo zainteresowała, więc kiedyś znajdzie się w moich łapkach :)
OdpowiedzUsuńPisarza lubię, jak i serię GONE, zatem z pewnością sięgnę i po tę pozycję, co już od dłuższego czasu mam w planach. Obym mogła szybko je zrealizować, bo widzę, że warto. ;)
OdpowiedzUsuńDosyć dawno czytałam, ale bardzo dobrze wspominam!
OdpowiedzUsuńJakoś nie miałam okazji zapoznać się z GONE i chyba już to nie nastąpi, jednak BZRK mogłabym dać szansę. ;)
OdpowiedzUsuń