TOM I

Poznać
przeszłość. Zrozumieć siebie.
W jedną noc Adrienne Satti straciła w powodzi krwi wszystko, co kochała. Od tej
chwili przestała wieść normalne życie i przemieniwszy się w Złodziejkę,
przemierza świat, torując sobie drogę przy pomocy ulubionego rapiera. W ten
sposób pojmuje sprawiedliwość. Razem ze swoim bóstwem, Olgunem, próbuje
zrozumieć, co i dlaczego stało się dawno temu w jej życiu.
Komentarz: ,,Jest niezwykle pomysłowa, kiedy zechce, potrafi czaić się jak duch i wydaje się niezbyt obciążona zdrowym rozsądkiem.”
Po Koronie w Mroku czułam straszny niedosyt.
Chciałam przeczytać książkę w której główną rolę odegra silna, sarkastyczna
bohaterka, a miejsce całej historii będzie rozgrywać się w czasach średniowiecza
przy czym wydarzenia będą lekko zakrapiane fantastyką. I co znalazłam? Pakt złodziejki. Ten nieszczęsny Pakt złodziejki!
Dlaczego
nieszczęsny? Tu znowu muszę wspomnieć o Koronie
w Mroku, ponieważ była naprawdę cudowną książką i kiedy czytałam książkę
Ari Marmela to cały czas miałam myśli: ,,Ta książka nie jest tak dobra jak Korona w Mroku.” lub ,,Pakt złodziejki nie dorównuje Koronie w Mroku.” Więc jak mogę teraz ze
szczerym sercem opisać tą powieść? Jakoś mogę, bo właśnie to robię :D. Ale
chodzi o to, że minęło troszkę czasu i nabrałam dystansu do obu książek i
zdołałam rozdzielić je na osobne dzieła literackie.
Więc
dlaczego nadal pozostaje to określenie: nieszczęsna?
Otóż, Pakt złodziejki w ogóle ( podkreślam: w
ogóle!) nie wzburzył we mnie żadnych emocji. Jak była jakaś znacząca śmierć to
byłam obojętna. Jeśli bohaterka zrobiła coś niesamowitego takiego co z zasady
sprawia, że powinnam się uśmiechnąć lub cieszyć się wraz z nią – byłam obojętna.
Gdy był sarkazm i żarty – zero reakcji z mojej strony. Kiedy książka się skończyła
to zrozumiałam, że nie odczułam żadnej więzi z Adrienne (per Postrzelona). Po
prostu była sobie historia, która nic dla mnie nie znaczyła. Nie porwała mnie,
ani nie rzuciła na kolana. Chociaż… Nie wiem czy obrzydzenie i czasami strach
lub lekkie zaskoczenie można zaliczyć do jakichś wyjątkowych emocji. Nie za
bardzo, prawda?
Jeśli
chodzi o fabułę to autor miał dobry pomysł. Bardzo dobry pomysł. Ale trzeba przyznać,
że w kilku momentach powieść nużyła – szczególnie na rozległych opisach świata,
przyrody i budynków. Owszem było sporo akcji, bo w końcu mamy do czynienia z
zawodową złodziejką, lecz tak jak mówię, elementy opisowe strasznie zwalniały
tempo czytania.
Jednakże
jeśli miałabym powiedzieć, jaka jest największa zaleta Paktu złodziejki to jest to właśnie nietuzinkowa historia. Autor w
bardzo przemyślany sposób połączył przeszłość Postrzelonej z jej
teraźniejszością – chodzi mi dokładniej o pisanie naprzemiennych rozdziałów,
gdzie najpierw mamy wydarzenia z przeszłości, by w następnym poznać teraźniejszość,
a później na zmianę. I w ten sposób, Ari Marmell wręcz idealnie powiązał ze
sobą dane wydarzenia i perypetie bohaterki. A dodatkowo mamy bardziej złożony
opis życia Adrienne, dzięki któremu poznajemy każdy czynnik, który ukształtował
ją na taką a nie inną osobę.
,,Kim była Śmierć, jeśli nie jednym z bogów Paktu?”
Dzięki
temu, że mamy książkę napisaną w trzeciej osobie, możemy również dokładnej zapoznać
się z innymi bohaterami. Osobiście polubiłam boga Olguna, który zawsze
towarzyszy naszej Postrzelonej i Alexandra – ale to może z tego powodu, że
zawsze z reguły uwielbiam bohaterów o tym imieniu. Taki mały fetysz :D.
Podsumowując,
Pakt złodziejki nie był taką
tragedią, ale nie powiem spodziewałam się czegoś lepszego. Autor niby pisze
lekkim, zrozumiałym językiem, lecz zbyt często się zdarzało, że wiało nudą. Na szczęście
rehabilitował się, gdy zaczynała się akcja i dynamiczne wyczyny bohaterki.
Nie wiem
czy zauważyliście, ale dodałam jedynie dwa cytaty i to jeszcze takie, które nie
mają żadnego głębszego przesłania, ani nie rozśmieszają. Spowodowane to jest
tym, że nie mogłam w tej książce znaleźć niczego obiecującego, co byłoby godne zapamiętania.
Rzadko mi się to zdarza, żebym w ogóle nie znalazła jakiegoś interesującego
zdania( chociażby jednego zdania!), dlatego myślałam, że to coś ze mną jest nie
tak. Ale kiedy zerknęłam na cytaty z lubimy czytać, to – o matulu! – nie było
ani jednego. Czy to o czymś ważnym świadczy? Jak najbardziej.
Dlatego też
zakończę moją wypowiedź słowami: Ta nieszczęsna książka nie była taka zła ze
względu na historię, więc jedynie z tego powodu możecie sięgnąć po Pakt złodziejki. Osobiście nie wiem, czy
chcę przeczytać kolejne części, ale jak się pojawią na polskim rynku to może
zobaczę czy autor się poprawił.
Dobrze wiedzieć, że lepiej odpuścić sobie tę książkę. Naprawdę takie totalne zero emocji...? :O
OdpowiedzUsuńNull, zero, nic! Autor nie potrafił wywołać w czytelniku należytych emocji, ale może to być spowodowane narracją trzecioosobową ><
UsuńO jeju... a poszukiwałam usilnie tej książki. Mój zapał ostygł, a chęci na przeczytanie chyba całkiem poszły w las.
OdpowiedzUsuńJejku, strasznie nie lubię, gdy książka nie wzbudza żadnych emocji, a miałam taką ochotę na "Pakt złodziejki"… Trochę ostudziłaś mój zapał. ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że ją sobie odpuszczę. Mimo wszystko zdecydowanie bardziej wolę, gdy czytaniu towarzyszą emocje. ;)
OdpowiedzUsuńTeż rzadko mi się zdarza, by nie móc wyłapać z książki chociaż kilku mniej lub bardziej wartych uwagi cytatów. c;
Brak emocji jest czasem nawet gorszy od irytacji, bo książkę szybko się zapomina, a skoro to trylogia, która nie okazała się cała, a przynajmniej jeszcze nie podziękuję. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Po 50 stronach wzbudziło to we mnie jedynie pustkę i skrzywienie. Lubię opisy, ale tutaj są one nudne i karkołomne, rozmowy Postrzelonej z jej bożkiem są sztuczne i pewnie mają wzbudzać uśmiech, ale dla mnie było to nudne. Kiedy zobaczyłam opis tej książki, sądziłam, że będzie to coś lepszego niż faktycznie jest, ale co poradzić? Odłożyłam i cóż, jak już ci mówiłam: Celaena to nie jest...
OdpowiedzUsuń