TOM I
TRYLOGII
Mając
dosyć bycia jedyną dziewicą wśród swoich przyjaciółek, Bliss Edwards decyduje,
że najlepszym rozwiązaniem tego problem jest stracenie dziewictwa tak szybko i
tak łatwo jak to tylko możliwe – szybki numerek. O jej planie można by rzecz
wszystko, ale zdecydowanie nie, że jest prosty. Kiedy dziewczyna zaczyna
wariować i zostawia przystojnego chłopaka samego i gołego w jego własnym łóżku
używając wymówki, w którą nie uwierzyłby nawet półmózgowiec. I jakby już nie
była zawstydzona do granic możliwości, to kiedy wraca do college’u na ostatni
semestr studiów, poznaje swojego nowego nauczyciela sztuki, którego jakieś 8
godzin temu zostawiła rozebranego w łóżku…
Komentarz: ,,Nie chciałam być samotna i zgorzkniała i skończyć z dziewięcioma kotami i tchórzofretką.”
Dziewictwo
dla amerykanek jest dość delikatną kwestią. Często w filmach można dostrzec
dziewczyny/kobiety dla których posiadanie dziewictwa jest hańbą, ujmą i w ogóle
czymś zawstydzającym, dlatego zawsze jakiś idiotyzm wpadał im do głowy i
postanawiały przespać się z pierwszym lepszym. Czy tylko mi się wydaje, że
amerykanie mają coś z głowami? Nie? To dobrze.
Bliss ma
dopiero dwadzieścia dwa lata i jest dziewicą, co jest dla niej faktem upokarzającym.
Chce się natychmiast go pozbyć i żyć dalej w swoim uporządkowanym świecie,
gdzie może wszystko kontrolować. Dlatego wychodzi ze swoją przyjaciółką do baru
i tam właśnie spotyka Jego – przez duże J! Mężczyznę, który już od pierwszego
wejrzenia zaczyna ją fascynować i z którym z chęcią by się przespała. Nie dość,
że jest przystojny, błyskotliwy, oczytany, potrafi kokietować i zna różne
techniki flirtu, to do tego jeszcze ma brytyjski akcent od którego cała płeć
żeńska szaleje. Więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby Bliss przekroczyła Tą
granicę. Są już u niej w domu, rozbierają się, pan doskonały zostaje całkiem
nagi, a tu nagle bohaterka wpada w panikę…
,,Seks.
Będę uprawiać seks.
Z facetem.
Z bardzo przystojnym facetem.
Z bardzo przystojnym facetem z seksownym akcentem.
Ewentualnie zwymiotuję.
A co, jeśli zwymiotuję na bardzo przystojnego faceta z seksownym brytyjskim akcentem?
A co jeśli zwymiotuję na bardzo przystojnego faceta z seksownym brytyjskim akcentem akurat wtedy, gdy będziemy uprawiać seks?”
Czy tylko ja sądzę, że ona ma jakoś dziwnie wygiętą szyję??? |
Chyba
nie muszę wspominać o tym, że zanim dotarli do jej domu to wynikło wcześniej
jeszcze wiele problemów, które zestresowały naszą biedną, zdesperowaną Bliss?
Cóż, nic dziwnego zatem, że wymyśliła bardzo słabą wymówkę i po prostu uciekła.
Pół naga. Ze swojego domu, przypomnę.
Kiedy
sądziła, że jej koszmar się skończył, okazało się, że Pan Idealny jest jej
wykładowcą, a to całkowicie zapoczątkowało serię niefortunnych zdarzeń.
,,- Nie powinnam nosić ciasnych ciuchów, bo paskudnie poparzyłam łydkę.
- Jak to się stało?
- Oparzyłam się prostownicą.
- Oparzyłaś łydkę prostownicą do włosów? Czekaj… Prostowałaś sobie włosy na nogach? Aż tak ci urosły?”
Romans
jak nigdy! Ale za to jaki przyjemny w czytaniu. Niecodzienny humor przemieszany
z uwielbianym przeze mnie sarkazmem pięknie udekorował tą prostą, acz skomplikowaną
historię miłosną. Poza tym największą zaletą książki jest nikt inny jak Garrick.
Ideał w każdym calu. Takich mężczyzn po prostu ze świecą szukać, albo wystarczy
znaleźć dobrą powieść romantyczną i facet idealny zawsze się napatoczy.
Jedyną
wadą jaką tutaj znalazłam to zagrywki głównej bohaterki, której niezdecydowanie
i sprzeczne rozumienie uzyskanych informacji, strasznie irytowały. A tu owijała
w bawełnę, tam tłumiła swoje uczucia, a gdzieniegdzie nawet nie próbowała porozmawiać
z Garrickiem o swoich problemach. A tak ogólnie to nie dostrzegłam żadnych
innych minusów.
,,Czasem to, czego najbardziej się lękasz, jest kluczem do odnalezienia szczęścia.”
W Coś do stracenia jest pełno humoru,
który objawiał się u mnie w niekontrolowanych napadach śmiechu i choć nie mam
zbytnio w zwyczaju czytać romansideł, to ten powitałam z otwartymi ramionami i
bardzo, ale to bardzo mi się spodobał. Często przy sytuacjach związanych z Garrickiem
i Bliss(czyli przez 97% książki) nie mogłam się powstrzymać przed mówieniem: Oooo… Jak słodko… A uwierzcie mi – to nie
zdarza się. Nigdy.
Uwielbiam
tą powieść i na pewno sięgnę po kolejne części ^^.
,,Każde przedstawienie odbywa się tylko raz w życiu. Za każdym razem jest inaczej.”
A mnie nie ciągnie do tej książki i raczej nie sięgnę...
OdpowiedzUsuńO! Muszę sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńTeraz tylko zaostrzyłaś mój apetyt na tę powieść. i pomyśleć, że wcześniej unikałam jej jak ognia :P
OdpowiedzUsuńNiedawno ją czytałam i zdecydowanie podzielam Twój entuzjazm. Już się nie mogę doczekać chwili, gdy dostanę w swoje ręce "Coś do ukrycia" i będę mogła sobie poczytać o dalszych losach Cade'a. I przy okazji tej dwójki. :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę. Teraz czekam z niecierpliwością na jej drugi tom.
OdpowiedzUsuńKiedy zaczęłam czytać Twoją recenzję odniosłam wrażenie, że Ci się nie podobała. Sama, czytając jeden z podsuniętych przez Ciebie fragmentów, poczułam coś na kształt obrzydzenia. A jednak potem zaczęłam z niejakim zachwytem o niej pisać, że aż zapragnęłam ją przeczytać... Pozostaje szukać :D
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłam tę książkę, masz rację podczas czytania albo się śmiało albo się mówiło: ,,jak słodko" :)
OdpowiedzUsuńByła fajna, to trzeba przyznać. Dużo śmiechu i posyłałaś mi dziwne spojrzenia, jak to czytałam - trudno, potem ty też się śmiałaś. Taka lekka książka, ot niezbyt ambitna, ale drugą część też bym przeczytała.
OdpowiedzUsuńJak znajdę w bibliotece to pożyczę dla NAS ^^
Usuń