W porę
wakacyjną postanowiłam podzielić się z Wami mangą romantyczną, która obdarowała
mnie wieloma wybuchami śmiechu, wzruszeniami, napadami gniewu oraz
westchnieniami, niekoniecznie z politowaniem. Tak więc cała gama emocji! A to
wszystko jest dodatkowo przyprawione dobrą fabułą i bohaterami.
Tytuł
alternatywny: Today, We’ll start our love
Liczba tomów: 15
Liczna rozdziałów: 100
„Od
nienawiści do miłości”
Hibino
Tsubaki właśnie rozpoczyna liceum i chciałaby być postrzegana przez swoich
rówieśników jako ktoś normalny, ktoś modny i lubiany. Dlatego próbuje ładnie ułożyć
włosy, podciąga spódniczkę, aby wydawała się krótsza i nakłada makijaż, lecz…
po chwili burzy cały swój wizerunek(dosłownie!) i jak za czasów gimnazjum
czesze włosy w warkocze, zmywa makijaż i zostawia spódnicę jako długą kiecę. Można
by pomyśleć, że jej problemy zaczynają się kiedy wszystkie spojrzenia są
skierowane na nią oraz kiedy zostaje zaklasyfikowana jako dziewczyna z ery
Showa. Ale nie!
Cała
apokalipsa ma swój początek w osobie, która denerwuje Tsubaki już od pierwszego
wejrzenia - Tsubaki Kyouta. To właśnie On! zbulwersował naszą główną bohaterkę:
swoim wyglądem( chłopak o długich włosach nieprzestrzegający regulaminu
szkolnego – toż to skandal!), okazał się lepszym uczniem od niej, wygłaszając
mowę dla pierwszoklasistów, a do tego znalazł się w jej klasie. W ławce obok!
Czy mogło być coś gorszego? Mogło! Bo najwyraźniej chłopak, znalazł sobie
nowego kozła ofiarnego w postaci bohaterki. Żarty postanowił rozpocząć chwyceniem
jej za warkocz i nadaniem jej ksywki - tak, tej dotyczącej dziewczyny z ery
Showa! Dlatego co mogła zrobić nasza Tsubaki? Czy ktoś ją uratuje? Pomoże białogłowej
w opresji??? Na szczęście musi sobie radzić sama, co za czym idzie obcina
Kyoucie kilkanaście kosmyków włosów, tym samym uwalniając się od jego uchwytu.
Reakcja całej klasy: szok! Tylko, że Kyouta nie zamierza jej odpuścić. Jego
plany z Tsubaki od tego momentu będą bardziej niecne…
Ogólnie
rzecz biorąc fabuła mangi będzie się opierać na trudnościach w związku między
bohaterami. Kto by nie zgadł? XD Pojawią się wątpliwości, kłopoty z przeszłością
i z przyszłością, oczywiście nadarzy się konkurencja i wiele, ale to wiele
nieporozumień. Ich miłość będzie musiała przejść całą masę ciężkich prób, które
wielokrotnie narażą ich na bolesne rozstanie. Cóż, można powiedzieć, że miłość nigdy
nie obejdzie się bez podejmowania trudnych decyzji oraz pojawiających się znienacka
problemów, lecz w Kyou koi wa Hajimemasu
jest tego aż w nadmiarze. Można by nawet powiedzieć, że jakiekolwiek zagrożenie
dla związku można sobie wyobrazić to to wszystko pojawi się w tej mandze.
,,Tsubaki
x 2”
Hibino
Tsubaki jest dziewczyną nieśmiałą, ale mającą duże ambicje. Potrafi być podporą
i wsparciem dla ludzi, którzy borykają się ze swoimi demonami oraz zawsze stara
się wszystkich uszczęśliwić. Ale mówiąc szczerze, w ostatnich rozdziałach
zaczęła mnie strasznie wkurzać. Niby przeszła ze swoim ukochanym same najgorsze
chwile i dostała miliony zapewnień o jego bezwarunkowej miłości, to pomimo
tego, ona wątpiła. Wątpiła przez duże W. Chciała dla nich jak najlepiej a w
rzeczywistości wszystko psuła, a do tego wyglądała jakby pragnęła od Kyouty
litości i współczucia i kolejnej milionowej dawki zapewnień, że ich uczucie
przetrwa każdą próbę. To było zdecydowanie denerwujące! A dodatkowo irytowało
mnie to, że nie miała odwagi, aby sprzeciwić się swojej despotycznej matce. Nic
dodać nic ująć.
Kyouta
Tsubaki jest bardziej skomplikowanym bohaterem, o mrocznej i zagadkowej
przeszłości, bardziej złożonym charakterze i spontanicznych reakcjach. No, w
końcu tego się wymaga od bishów! Do tego jego zainteresowanie astronomią
wyciąga z niego kolejną dawkę niesamowitości. Tylko… Prawdą jest, że jego
najlepsze cechy ukazały się dopiero po poznaniu Tsubaki. To ona wydobyła z
niego dobro, to dzięki niej nie stoczył się na samo dno społeczne, więc jak
można zauważyć nasza bohaterka nie jest aż taka zła…
,,Czy
aby na pewno wszystko gra?”
Kreska.
Jest. Dziwna. No może nie ogólnie cała kreska, ale dłonie. To co najbardziej
nienawidziłam w stylu autorki to te parówko-palczaste dłonie ze szponami
zamiast paznokci! Powiem wręcz, że to mnie strasznie drażniło. Od początku do
końca. Nie wiem, może to moja mała obsesja, lecz zawsze zwracam uwagę na oczy i
dłonie. Jeśli coś mi się nie spodoba to przez całą historię jestem poirytowana.
Tak było w tym przypadku. Co do oczu, to też mnie nie usatysfakcjonowały. Były
trochę zbyt sztuczne u kobiet… Jeśli chodzi o zalety, to są nimi zapewne włosy.
Dzięki Tsubaki i jej zamiłowaniu do fryzjerskich dzieł, można było popodziwiać piękne
fryzury, które dodawały uroku postaciom nie tylko kobiecym.
,,Czy
nasza miłość rozpocznie się dzisiaj…?”
Podsumowując,
Kyou koi wa Hajimemasu jest mangą
dobrą, której gwiazdą jest zapewne Kyouta, wzbogacający fabułę swoimi nie
błahymi i nieprzewidywalnymi problemami.
Kiedy ją czytałam nie mogłam się oderwać,
czułam się tak jakbym była przyciągana przez magnez, którego połączenia nie da się
zerwać, póki nie dotrze się do końca. A gdy poznało się koniec to wezbrało
wiele sentymentalizmu i melancholii. Nie skłamię nawet, przyznając, że na samym zakończniu uroniłam kilka łez. Zatem jeśli jesteście ciekawi tej historii, to mam
nadzieję, że nie pożałujecie, a wspomnienie o tej cudownej acz kłopotliwej
miłości będzie do Was wracać tak przyjemnym dreszczem jak do mnie.
Ocena
fabuły: 8/10
Ocena kreski: 6/10
Ocena postaci: 7/10
Ocena ogólna: 8/10
<3 Bardzo lubię, tę seryjkę. Takie shoujo jakie być powinno. Czytałam tylko polskie skanlacje, więc tak do rozdziału 27 ( o ile dobrze pamiętam...) Eh na razie nie liczę na to, że w Polsce gdzieś się pojawi... Ale z kolejnym marzeniem żyć można. :3
OdpowiedzUsuń