TOM III
SZKLANY TRON

Celaena
Sardothien przeżyła już wiele – brutalne szkolenia, niewolę, turniej o pozycję
Królewskiej Obrończyni… Tym razem jednak przyjdzie się jej zmierzyć z własnymi
demonami, z ciężarem jej dziedzictwa. Aby uzyskać informacje – kluczowe w
wojnie z okrutnym królem Adarlanu – musi nauczyć się panować nad ogniem, który
nosi w sobie. Podczas gdy codziennie ćwiczy pod czujnym okiem nieśmiertelnego
Rowana, król wciela w życie kolejne z jego mrocznych planów. Jednak i na dworze
władcy zawiązują się sojusze, mające na celu zakończenie jego panowania i
przywrócenie magii na kontynencie.
Celaena, nieświadoma tego, co się dzieje w Rifthold, ma jeden cel – dostać się
do legendarnego Doranelle, którym rządzi Maeve, i uzyskać odpowiedzi na
nurtujące ją pytania. Jak jej władca zdołał usunąć magię? Co zrobić, by ją
przywrócić? Jednak opanowanie jej mocy to niejedyna rzecz, z którą będzie
musiała się przedtem zmierzyć – król Adarlanu już o to zadbał. Czy dziewczynie
uda się wyjść cało z koszmaru, jaki zgotował jej władca pozbawionego magii
kontynentu? Co jeszcze planuje król? I jaki los czeka rebeliantów?
Komentarz: „Była dziedziczką popiołu i ognia, i nie będzie się nikomu kłaniać.”
Potrzebowałam
czasu, żeby w końcu zabrać się za tak długo wyczekiwany trzeci tom Szklanego Tronu. Potrzebowałam ogromnej
ilości czasu, żeby znaleźć odpowiednią wolną chwilę na skupienie się jedynie na
tej książce i historii oraz żeby nic nie wybijało mnie z rytmu czytelniczego.
Chwila nadeszła nie tak dawno i jak przysiadłam nad Dziedzictwem Ognia tak z każdą kolejną stroną byłam coraz bardziej
pochłaniana, aż został po mnie jedynie popiół i zgliszcza. Taka właśnie jest ta
seria – zastawiająca sidła na czytelnika. Dlatego też tak długo wzbraniałam się
przed rozpoczęciem trzeciej części, bo wiedziałam, że jak skończę to będę
chciała kolejny tom, ale dostanę go dopiero za rok. Za nieszczęsny rok… Sarah
J. Maas nie powinna tak genialnie pisać – toż to zbrodnia literacka!
To
co jest pewne i dostrzeżone przez osoby, które już przeczytały Dziedzictwo Ognia to widoczna inność trzeciej
części, która objawia się w większej ilości stron, ale również w mniejszej
ilości głównej akcji. Oczywiście nie jest tak, że w ogóle nie ma jakiejś
dynamiki, akcji czy kluczowych wydarzeń – są, ale ich wpływ i konsekwencje będą
widoczne dopiero w kolejnym tomie. Zaś tutaj mamy dopiero przygotowania do
wielkiej wojny, mamy odnajdywanie własnej tożsamości przez Celaenę oraz
działania i decyzje innych bohaterów, którzy też muszą dokonać wyborów po
jakiej stronie stanąć lub jakie czyny wprowadzić w życie. Ogółem mówiąc: w Dziedzictwie Ognia dużo się dzieje w
psychice bohaterów i ich małych, acz znaczących działaniach. A z drugiej strony
mało jest wydarzeń, które pchałyby akcję głównego problemu do przodu. Nie
zmienia to jednak faktu, że czyta się bez wytchnienia, z różną gamą emocji, z
niecierpliwością jak to wszystko się skończy i z wielkim uznaniem dla autorki.
Styl pisania Maas nie zmienił się, nadal pisze lekko, zrozumiale mimo że to
fantastyka, doda od czasu do czasu jakieś sarkastyczne uwagi i to wszystko
doprawia oryginalnością. Jedyny mój problem przy czytaniu to była niepamięć do
szczegółów, które wydarzyły się w poprzednich tomach, a które miały tutaj
jakieś znaczenie – jak dla mnie autorka mogła jakoś naturalnie wpleść jasne wyjaśnienia
na temat niektórych elementów, bo wtedy nie musiałabym dopytywać się co chwilę
przyjaciółki, żeby przypomniała mi co się działo tam a tam, z tym a tamtym i
dlaczego tak się stało.
„By zniszczyć potwora, wcale nie potrzeba innego potwora. Potrzeba światła, które przegna mrok.”
Jeśli chodzi o fabułę to
wydarzenia są ukazywane z różnych punktów widzenia i z jednej strony było to
fantastyczne, bo mogłam mieć wgląd w więcej spraw i intryg, ale z drugiej
strony było za mało Celaeny. No, dobra i tak więcej rozdziałów było z jej punktu,
ale dla mnie wciąż za mało (takie nieznaczące dla opinii zażalenie). To co
rzuca się przede wszystkim w oczy przy czytaniu o naszej zabójczyni w Wendlyn
to jej stan zniszczenia psychicznego. Przeżyła wiele nieszczęść, wiele śmierci swoich
przyjaciół, została zdradzona, narażała wielokrotnie na śmierć i teraz wymaga się
od niej nie wiadomo jakich cudów. Nic dziwnego, że wygląda jak wrak człowieka,
i to da się odczuć przy lekturze. Było mi jej strasznie szkoda, współczułam
jej, ale też kibicowałam, żeby wzięła się w garść, bo w końcu jest twardą kobietą,
która za nic ma sobie zabijanie. W powieści został bardzo dobrze przedstawiony
jej stan emocjonalny i to jak przechodzi wewnętrzną przemianę – obawiałam się,
że wyjdzie to nienaturalnie, ale na szczęście autorka podołała i pokazała to dosyć
realistycznie i w odpowiednich chwilach. Tak samo ćwiczenia Celaeny, które do
prostych nie należały i zdobyła umiejętności dopiero ciężką pracą, a nie po
pstryknięciu palcami jak to bywa w niektórych książkach. To o czym należy także
wspomnieć, to po pierwsze Rowan, którego kocham – nie wiem czy nawet nie
bardziej niż Chaola. Uwielbiam jego wredny charakter, jego utarczki słowne i
fizyczne z Celaeną oraz całą jego postać – zaprawdę powiadam Wam, Maas dobrze
zrobiła kreując Rowana. Po drugie główne zagrożenie w trzecim tomie, które
zapewniło mi wiele sprzecznych emocji i głośne bicie serca – świetnie poprowadzona
akcja i pokazanie walki Celaeny - moja wyobraźnia buchała płomieniami.
Co do innych postaci i ich
problemów to Chaol miał te swoje momenty niezdecydowania względem zajmowanego
stanowiska albo zabójczyni i Doriana i trzeba przyznać, że trochę sprawił mi tym
zawód. Szczególnie, kiedy nie potrafił komunikować się ze swoim przyjacielem.
Książę również nie był bez winy i trochę mierził mnie ten jego nowy romans –
jak dla mnie był trochę wymuszony na miarę: „skoro Dorian dostał kosza od
Celaeny to dajmy mu jakąś laskę, która go pocieszy”. Nie kupiłam tego pomysłu. Za
to kolejną świetną niespodzianką okazali się kolejni nowi bohaterzy – Aedion,
którego tak jak Rowana pokochałam, oraz wiedźma z klanu Żelaznozębnych, Manon,
która jest tak samo badassowa jak Celaena i która zostaje wplątana w intrygę
króla Adarlanu.

Polecam całą serię, bo według
mnie jest jedną z takich serii, które trzeba przeczytać i przekonać się na
własnej skórze, skąd się bierze ten cały fenomen. Polecam wszystkim
książkoholikom, ponieważ Szklany Tron
jest jednym z arcydzieł XXI wieku.
„Zrozpaczona, nieprzewidywalna zabójczyni to jedno, a zrozpaczona, nieprzewidywalna królowa to coś zupełnie innego.”
Jest to jedna z moich ulubionych serii, chociaż przeczytałam ją całkiem niedawno, bo w wakacje. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Geek of books&serials&films
Raczej się nie skusze.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej serii, ale jeszcze nie miałam okazji jej poznać. Przyznaję - opis obiecujący, a okładka cudna!
OdpowiedzUsuń