Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

piątek, 16 października 2015

,,Kwiaty na poddaszu" Virginia C. Andrews

TOM I RODZINA DOLLANGANGER


Szczęśliwą z pozoru rodzinę Dollangangerów spotyka tragedia - w wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka z czwórką dzieci zostaje bez środków do życia i wraca do swego rodzinnego domu. Niezwykle bogaci rodzice mieszkający w ogromnej posiadłości, wyrzekli się córki z powodu jej małżeństwa z bliskim krewnym, a narodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje umieszczone na poddaszu, którego nigdy nie opuszcza. Dzieci żyją w ciągłym strachu, a odkrycie, jakiego dokonuje najstarszy brat, stawia rodzeństwo w obliczu nieuniknionej katastrofy.

Komentarz: „Z każdej książki, którą przeczytałam, zaczerpnęłam jeden paciorek filozoficznej mądrości, a wszystkie nawlekłam na różaniec, który miał mi wystarczyć do końca życia.”

Pisarze uwielbiają wstrząsać, drażnić się z czytelnikiem, wydobywać z niego emocje i zmuszać do zastanowienia się nad pewnymi sprawami. Tylko co trzeba takiego zrobić, by natchnąć czytelnika do jakiejś reakcji? Nic prostszego! Należy naruszyć niewygodne dla społeczeństwa tematy, a najlepiej to skupić się na tabu – czymś, o czym z reguły się nie mówi. Właśnie takie jest zadanie Kwiatów na poddaszu – wstrząsnąć i pozostawić na zgubę z własnymi przemyśleniami.


Zacznę od stylu pisania pani Andrews, który jest bardzo kwiecisty, wyższych lotów i podobny do języka używanego w powieściach Jane Austen czy Emily Bronte. Jestem trochę na siebie zła, bo przez pierwsze rozdziały, sądziłam że jest to zabieg wymuszony przez autorkę, żeby koniecznie nadać powieści takiego wyrafinowanego stylu, ale później, z odkryciem w jakich czasach Andrews żyła oraz z kwestią przyzwyczajenia, skapłam się, że to było z jej strony jak najbardziej naturalne. Dlatego pokornie przyznaję, że po odkryciu prawdy, styl pisania stał się dla mnie bardziej przystępniejszy i jak najbardziej mnie oczarował. Czytało się lekko, szybko i emocjonalnie, zwłaszcza wtedy, kiedy poznajemy wydarzenia i odkrywamy tajemnice.

„Cierpliwość. Pomalowałam ją na szaro i powiesiłam wśród czarnych chmur. Nadzieję pomalowałam na żółto, jak słońce, które mogliśmy oglądać przez kilka krótkich, porannych godzin.”

Historia sama w sobie jest już z reguły czymś zaskakującym. Po opisie (powyżej) widzimy, że pierwszym impulsem nakłaniającym do dyskusji jest fakt, że matka czwórki dzieci wyszła za swojego krewnego, a dokładniej wujka, czyli mamy wątek kazirodczy, który z początku wydaje się naszej dwunastoletniej narratorce, Cathy, czymś niezbyt zrozumiałym – nie czuje, żeby to było czymś AŻ tak złym, żeby potępiać dzieci z tego związku, które nie zawiniły. Mnie również to jakoś obeszło – dobra, nie ma co płakać na rozlanym mlekiem, skoro dzieci z zakazanego związku są obecne i nic im nie dolega, nie ma o czym dalej myśleć. Jednakże z dalszym rozwojem akcji, kazirodztwo zaczyna grać w książce coraz większą rolę i tutaj czytelnik otrzymuje cios za ciosem – jest to niesprawiedliwa walka, bo nie możemy nic zrobić, jak tylko przetrawiać kolejne wydarzenia i kolejne słuszne rozmyślania bohaterki. Osobiście, poczułam się mocno poturbowana przez to naruszone tutaj tabu. Z jednej strony wzbudzało to we mnie podświadome wyparcie i obrzydzenie (tak to jest jak żyje się w cywilizowanym społeczeństwie), a z drugiej strony potrafiłam – a raczej starałam się – zrozumieć, sytuację bohaterów.

„Miłość nie zawsze przychodzi, kiedy się tego chce. Czasami się po prostu przydarza mimo naszej woli.”

Drugim impulsem pchającym do rozmyślań jest fakt, że czwórka dzieci została po kryjomu umieszczona na strychu i tam, musiała spędzić dość długi czas. Znowu mój mózg i serce się przegrzewały od natłoku emocji i myśli, bo TO co wyprawiała babcia i matka, to mi się w głowie wręcz nie mieściło! Byłam mocno zbulwersowana, pełna żalu, smutku i takiej nędznej nadziei, że musi się w końca coś zmienić. Cokolwiek, byleby moi ukochani bohaterowie przestali już cierpieć. Bez wątpienia bardzo się zżyłam z Cathy, którą podziwiam za wytrwałość i za to, że nie bała się powiedzieć prawdy; wielkim szacunkiem darzę Chrisa za jego optymizm, bystrość i siłę. Bliźnięta były słodkie, ale ja zwyczajowo nie przepadam za małymi berbeciami, które sprawiają same kłopoty, tutaj nie było wyjątków, nie lubiłam ich i tyle.

Ogólnie Kwiaty na poddaszu były mocną lekturą – wciąż nie potrafię pozbierać się po zakończeniu i staram się jakoś zebrać znowu w całość (T^T) – odebrałam ją bardzo emocjonalnie, historia poruszyła mnie do głębi i wiem, że pozostanie ze mną przez dłuższy czas – jak nie na zawsze. Autorka doskonale się spisała w przedstawieniu splotu nieszczęśliwych i tajemniczych wydarzeń, dotyczących czwórki bohaterów, a jej nawiązanie do jednego z tematów tabu było prawdziwe i szczere. Uwielbiam tę książkę i na pewno przeczytam dalsze części. Kwiaty na poddaszu są godne polecenia!

„Coraz częściej myślę o nas jako o kwiatach na poddaszu. [...] Narodzeni w jasnych barwach, ciemniejących z każdym dniem długiego, ponurego, męczącego, koszmarnego czasu który spędziliśmy jako więźniowie nadziei i ofiary zachłanności.”

komentarze

  1. Książkę od lat mam na półce, wiem o czym jest, ale chyba boje się tego wybuchu emocji, albo tematyki jaką porusza - nie wiem, ale też nie wiem kiedy po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki Virginii C. Andrews są specyficzne - autorka lubuje się w mroku i wszelkich patologiach. Nie wiem, czy to do końca dobrze o mnie świadczy, ale bardzo tę prozę lubię. ;) Chociaż dużo jest tu skrajnych sytuacji, to autorka dobrze je nakreśla i uzasadnia, a poza tym jej styl jest naprawdę wciągający.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam dość dawno yemu, aczkolwiek wspominam ją jako nowatorską lekturę. Planuje przeczytać wszystkie cześci
    http://kruczegniazdo94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to dziwnie patrzeć na "Kwiaty na poddaszu" z perspektywy całej serii, znając zarówno późniejsze losy bohaterów, jak i wydarzenia, które doprowadziły do takiej, a nie innej sytuacji... Zdecydowanie warto przeczytać kolejne części, choć czasami może być trudno. Zwłaszcza "A jeśli ciernie" było moim zdaniem bardzo przytłaczające.

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie jakoś nie porwała ta książka :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam kiedyś chęć na tę pozycję.....ale zrezygnowałam...:(

    OdpowiedzUsuń
  7. od dawna mam ochotę na tą serię, ale jakoś wciąż nie mam jej na swojej półce

    OdpowiedzUsuń

Lubimy czytać

Moja lista blogów