
Pierwsza: ma nieskazitelny wygląd, popularnych przyjaciół, najlepsze oceny w szkole i świetne wyniki w sporcie.
Druga: to tajemnicza dziewczyna, która zagłusza myśli bieganiem do utraty tchu. W nocy zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby zrzuciła maskę, którą nosi za dnia.
Jest dwóch Marshallów.
Pierwszy: bad boy, który nadużywa alkoholu, ryzykując wydalenie ze szkoły. Nie ma to dla niego znaczenia – w końcu jest nikim.
Drugi: ten, który czuje więcej, niż przyznaje sam przed sobą. Zmaga się z ciężarem, o którym inni nie wiedzą.
Waverly i Marshall spotykają się… we śnie. Jest to miejsce, gdzie oboje mogą być sobą. I gdzie dotyk wydaje się równie prawdziwy jak na jawie. Czy odważą się swoje wyśnione miejsca zamienić na rzeczywistość?
Komentarz: ,,Jego odczucie jest poprawne, choć nieco banalne. Nikt nigdy nie lubi nas w taki sposób, jaki sobie życzymy.”
Choć
może się to wydać zaskakujące, ale… nigdy nie rozważałam przeczytania (ba! kupienia!)
Wyśnionych miejsc – nigdy, w sensie: od
kiedy pojawiały się zapowiedzi, to nic mnie nie ciągnęło do tego, żeby ją przeczytać.
Myślałam sobie: Meh, kolejne new adult z problematycznymi nastolatkami. Miałam
już dość utartych schematów, więc skąd…? Skąd się wzięła moja fascynacja
powieścią Brenny Yovanoff? Jeśli kogoś to interesuje, oto moja odpowiedź: Otóż,
obserwuję moondrive na facebooku, a oni mają w zwyczaju wstawiać cytaty z
danych książek i pewnego pięknego dnia wstawili niniejsze zdania:
"– Nie jestem zbyt dobra w byciu kochaną – szepczę ledwie słyszalnym głosem. – O wiele lepiej wychodzi mi samowystarczalność́. Dotykam jego torsu i brzucha, kreślę palcem linie naskórze.
– Przyjemnie – szepcze, a ja się zastanawiam, co zrobić, żeby zrozumiał. Wzdycha, kiedy rysuję na nim topografię mojego wnętrza"
Cóż,
nadal nie wiem co jest w nich takiego, ale przez te czterdzieści cztery słowa
stwierdziłam: Muszę to kupić. Kupiłam. Przeczytałam. I… O Boże, jakie to było
cudowne. Jednakże zacznę może od tego, że z samego początku (pierwsze strony)
byłam sceptycznie nastawiona – zraziły mnie schematy new adult typu: bohaterka
biega, żeby odreagować. Nie wiem dlaczego, ale w prawie wszystkich new adult,
które czytałam to heroiny biegają i jest to tak demotywujące, kiedy samemu się nie
biega, że chyba musicie zrozumieć z jakiego powodu moje zrażenie rośnie. Tylko
że później… Jak wyszła cała ta sprawa z opisywaniem i przemyśleniami Waverly to
całkowicie przepadłam. Jej niebanalne porównania, nawiązania do systemów
politycznych, historii, filmów, klasycznych książek, do tego dorzućmy jej
chłodną ocenę każdej sytuacji i przewidywania co powinna zrobić, jak się zachować,
co powiedzieć… Nie mówiąc o tym, że ma predyspozycje na idealną socjopatkę!
Polubiłam ją od razu jak wspomniała o Machiavellim, a moja sympatia do niej
rosła z każdą wypowiedzią myślową. Poza tym, jak się okazało, nie przeżyła
żadnej traumy (to nie spoiler), tylko po prostu ma kłopoty ze spaniem i
wyrażaniem emocji, co się zawsze kończy tym, że jest porównywana do robota
przetwarzającego dane. To, co mi się również spodobało w jej osobie to bystrość
i świadomość, że jej wredna najlepsza przyjaciółka naprawdę jest wredna, pusta
i egoistyczna – większość typowych bohaterek nie zauważała takich cech u swoich
przyjaciół, przez co: nic sobie z tego nie robiły, a Waverly - jest
manipulatorką. To ona rozgrywa wszystkie partie i to ona ma przez dłuższy czas
kontrolę nad wszystkim i wszystkimi, dzięki czemu nie daje sobie w kaszę dmuchać.
Jest to bohaterka, której od dawna oczekiwałam. Z drugiej strony patrząc smucił
mnie fakt, że przez ciągłe udawanie przed innymi, zatracała samą siebie.
,,- Założę się, że grasz w szachy.
- Przestałam w gimnazjum.
- Bo to rozrywka dla dziwaków, prawda?
- Można tak powiedzieć.
- Ale pewnie byłaś w nich dobra.
- Nie robię nic, w czym nie byłabym dobra.
- Nie przestałaś grać. Po prostu znalazłaś sobie większą szachownicę i bardziej interesujące pionki.”
Jeśli
chodzi o Marsa to nie odnalazłam w nim żadnego bad boya (jak opis z tyłu
sugerował). Dla mnie od początku był smutnym, złamanym człowiekiem, który nie
potrafił sobie poradzić z rodzinnym ciężarem. Wstawki z jego perspektywy nie
były tak pasjonujące jak z perspektywy Waverly, ale najważniejsze było to, że
autorka przekazała z jego strony wszystkie obawy, zmartwienia i emocje oraz
podkreśliła różnice w charakterach Wave oraz Marsa – gdy się przechodziło od czytania
o jednym do czytania o drugim to widać było, że różnią się sposobem
postrzegania rzeczywistości. Oczywiście, ich odmienne światy nigdy by się nie
połączyły, gdyby nie Waverly i jej tajemniczy sposób na spotykanie się z
Marshallem we śnie. Pewnie myślicie sobie, że oni oboje śniąc, spotykali się w
sferze sennej i tam wyprawiali cuda niewidy?
Niestety, od razu niszczę Wam taką wizję, jaką prezentuje nam opis z
tyłu książki. Prawda wygląda tak, że: tylko Waverly śpi, a jej dusza? astralne
ciało? cokolwiek, co można zinterpretować na swój własny sposób? spotyka się w
realnym życiu z Marsem i w tej sferze ni to jawy ni to snu, zaczynają poznawać prawdziwych
siebie. Nie powiem, ale przy wątku romantycznym wzdychałam głęboko. To jak
rozwija się ich relacja jest równie wyjątkowe, co charakter bohaterki. Podobało
mi się, że byli ze sobą szczerzy i nie owijający w bawełnę. Chociaż miałam w
pewnych momentach wyrzuty do Marsa, że on tak naprawdę nie zna prawdziwej Wave
i nie angażuje się wystarczająco (w tym sensie: że o nią nie walczy). I… tylko to
mi zgrzytało. A! I jeszcze niedokładne wyjaśnienie, dlaczego Wave zaczęła
podświadomie się nim interesować i z jakiego powodu tylko do niego wędrowała
we śnie. I jeszcze! nie wytłumaczenie na końcu czy przestała mieć problemy ze
spaniem – z pewnego punktu, autorka powinna to wyjaśnić czytelnikom.
Ogólnie
Wyśnione miejsca nakłoniły mnie do
kilku przemyśleń, a jak wiadomo cenię sobie w książkach to, że mają kwestie nad
którymi mogę się zastanowić oraz pozostawiają po sobie jakiś ślad. To, co
przykuło moją uwagę to przede wszystkim cecha bohaterki, że ona zawsze ma zbyt
dużo przemyśleń a mało mówi – już sama zapomniałam, kiedy był ostatni taki
czas, gdy ważniejsze dla mnie były myśli zamiast wypowiadanych słów (jestem
typem osoby, która bardziej ceni sobie myślowe rozważania), dlatego przez
Waverly zostałam ponownie natchnięta, by bardziej skupiać się na sferze
myślowej niż gadać o wszystkim, co przyjdzie mi do głowy. Innym elementem
godnym zauważenia jest kwestia przyjaźni i nie wstydzenia się, kim się jest
naprawdę. Autumn jest także genialną postacią – ekscentryczna, zabawna, szczera
i co najważniejsze: będąca sobą w każdej sytuacji. Z chęcią poznałabym jej
historię i odpowiedzi na dręczące mnie pytania: czy była taka od zawsze? czy
coś wpłynęło na nią? jakie ma przemyślenia? jak jej życie się ułoży? kto by do
niej pasował?... Nie miałabym nic przeciwko przeczytania historii całkowicie
skupionej na niej.
Jako
że jest to moja pierwsza recenzja od dwóch miesięcy, może być trochę
chaotyczna, ale… podsumowując Wyśnione
miejsca to myślę, że jest to książka bardzo, bardzo dobra – szczerze, piszę
to jak zawsze od serca. Waverly to od dzisiaj mój ulubiony typ postaci –
wychodzi na to, że podtrzymuję fakt uwielbienia dla socjopatów i psychopatów…
Cieszę się, że mogłam zakupić tę książkę i polecam ją każdemu, kto lubi new
adult, które niekoniecznie jest new adult, a wykazuje się czymś więcej.
,,Wychowano mnie w przekonaniu, że o ile jesteś w stanie przeczytać przepis na opakowaniu mieszanki na naleśniki i dosięgnąć palników kuchenki, poradzisz sobie w życiu.”
Przekonałaś mnie - zastanawiałam się ostatnio nad tym tytułem, robiąc zakupoy, ale też się bałam że to kolejne przereklamowane new adult jakich wiele. Dobrze, że jest inaczej.
OdpowiedzUsuńJa nie żałuję, że kupiłam. Warto przeczytać ^^
UsuńKupię ją chociażby tylko ze względu na okładkę! Jest PRZEPIĘKNA ;)!
OdpowiedzUsuńPięknie się prezentuje - owszem :D
UsuńChociaż ten chłopak z bliska wygląda na trochę zdeformowanego
,, zraziły mnie schematy new adult typu: bohaterka biega, żeby odreagować. Nie wiem dlaczego, ale w prawie wszystkich new adult, które czytałam to heroiny biegają i jest to tak demotywujące, kiedy samemu się nie biega, że chyba musicie zrozumieć z jakiego powodu moje zrażenie rośnie. "
OdpowiedzUsuńCzytałam chyba tylko ,,Hopeless" z książek New Adult, ale tam też bohaterka biegała i teraz nie wiem, czy to ta książka zapoczątkowała modę na biegające heroiny, jak Zmierzch zapoczątkował modę na poznawanie się bohaterów na lekcji biologii, czy może to ,,Hopeless" wpisało się w już istniejący schemat.
#problemyMyszy
Też nie biegam i dołują mnie te wszystkie biegające bohaterki, które w dodatku muszą być piękne, ale mieć jakieś kompleksy.
Cytaty, które spowodowaly, że rzuciłaś się na tę książkę, niestety, wcale mnie nie ruszyły, ba, wręcz spowodowały, że postanowiłam omijać ją szerokim łukiem :C Ludzie są tacy różni :D Mnie tak zachwyciło pierwsze kilkanaście stron Króla Kruków, myślałam, że szykuje się kolejny paranormalny romans pełen schematów, a tutaj dostałam coś innego. Już na samym początku autorka otwarcie stwierdza, że głowna bohaterka jest próżna i robi to w taki świetny, humorystyczny sposób :D Jestem dopiero na początku książki, ale już polecam ją wszystkim, bo widać ten dystans autorki do swojej pracy i cudowny styl, prosty, ale jednocześnie naprawdę czarujący.
Kurczę, nie przepadam za bohaterkami, które są manipulatorkami :/
,,Jeśli chodzi o Marsa to nie odnalazłam w nim żadnego bad boya (jak opis z tyłu sugerował). Dla mnie od początku był smutnym, złamanym człowiekiem, który nie potrafił sobie poradzić z rodzinnym ciężarem."
Przepraszam, że zrobię to po raz czwarty, ale znów odwołam się do jakiejś książki, która nie jest tematem tej notki XD Miałam tak z bohaterem z książek ,,Ognisty pocałunek" i ,,Arktyczny dotyk", to bardzo przeciętna seria z Marysujką, ale TróLover udał się pięknie, po raz pierwszy spotkałam się chyba z tym, że naprawdę ten rzekomy bad boy jest zagubiony i jedynie usilnie stara się być bad i dark.
Dobrze.
Wygrałaś.
Poszukam tej książki XD
Myślę, że się wpisało podświadomie w schemat - załóżmy że wszystkie new adult ''podświadomie'' wpisują się w schemat biegających heroin.
UsuńOgólnie Maggie Stiefvater jest jednym z moich bogów <3 uwielbiam jej książki, a Króla Kruków także namiętnie polecam ^^
O! To muszę ten ognisty pocałunek przeczytać tylko ze względu na bohatera :3
1:0 dla mnie? Wow. Poszukaj i przekonaj się na własnej skórze - jak nie chcesz to nie kupuj (żeby później nie było na mnie, że to książka nie w twoim stylu i przeze mnie wydałaś piniążki :P)
Chciałam przeczytać ,,Drżenie", bo ja czytam wszystko ze zmiennokształtnymi praktycznie (na półce na LU mam ok.140 pozycji z tej kategorii XD każdy ma swojego bzika), ale ciągle coś innego wyskakiwało, może faktycznie trzeba kupić/spiracić.
UsuńSerio, ten TróLow z serii Dark Elements jest naprawdę uroczy, widać, że nie jest takim typowym bucem, jak to zazwyczaj wybrankowie heroin w pranormal romance/NA, tylko usilnie stara się za takiego buca uchodzić.
Jeszcze takie pytanko, kto robił ten boski szablon?
Usuńhttp://panda-graphics.blogspot.com/
UsuńW sensie kto z załogi XD
UsuńAaaa... To nie wiem ><
UsuńBardzo ciekawa recenzja, jestem trochę zaintrygowana. Co prawda na ten moment czytam coś innego, ale muszę zapamiętać tę pozycję:)
OdpowiedzUsuńMasz śliczny wystrój bloga i baner:)
Dziękuję :3 Polecam Wyśnione miejsca na czas relaksu, a co do wystroju bloga to pochwały należą się projektantowi ^^ (zaiste spisał/spisała się doskonale)
Usuń